Wiersz miłosny Tadeusza Wyrwy-Krzyżańskiego pod tytułem Weź do ust

Weź do ust

Nadal nie wiedząc, kiedy się zacznie koniec, ten tak nasz

koniec, ciała swoje już rozsiewamy

jak popioły. Każdy może brać.

 

Suknia zdjęta — to — najłatwiejszy w twym życiu

moment. Czasy są trudne, chwile lekkie,

ale nie robisz tego, by mi pokazać nie zamęczoną

urodę, ani tak ciężko zapracowany nabytek.

Co cię cieszy? Już wiesz, że świat nie tobie

służy i życzenia spełniać

spieszy. Ja też pomału,

ale — klękam.

 

Nawet wtedy, gdy w gardle skowycze żebranie o cień

czułości, wzruszony, podniecony, pełen o nas trwogi,

mówię — wystawiony na razy — własną twarzą

i frazą.

 

Weź do ust — odzywam się — bo już nie mogę wytrzymać

i uwierzyć, abyś wzięła sobie

do serca, to moje małe

słowo. I powtórz

: kocham.

Nawet kłamiąc. Ciało moje na wargach — połykasz nasienie

mego imienia : niknie mięso ja i ty, niknie ziemia dla

nikt i nikt.

 

Zdobądź mnie, zdobądź się na to, może upadnij najniżej,

ale tylko tak wykopiemy z siebie możliwość grobu i szansę

fundamentu. Zdobędę się na to, aby twe imię wykrzyczeć

— jak ścianę wykwitającą — z szeptów.

VI 1987