Pierwsza miłość
Henryk Jabłoński
Z dni zapału,
Z widzeń tęczy,
Z opałowych snów
Został jeden sen promienny,
Niby senny, a niesenny,
Jeden promyk ideału,
Jedna struna, co mi brzęczy,
Żebym śpiewał znów.
Świat wspomnienia,
Świat uroczy,
Rusałczany świat!
Co przemarzy się, co prześni,
W skowronkowej dzwoni pieśni,
W archanielskie rośnie pienia,
Myśl się wije z gwiazd warkoczy,
Skwita w rajski kwiat.
Wszędzie, wszędzie
Wonie, dźwięki
I to morze strat
Wiecznie jasną igra falą,
Łzy w brylanty się krysztalą,
To, co było, to, co będzie,
Choćby nawet ból i jęki —
Zawsze cudny świat!
Cóż dopiero
Świat zaklęty
W urok pierwszych tchnień!
I to "kocham", to szalone,
Tak serdecznie wymówione,
Że modlitwą było szczerą,
Och! to kocham, ten hymn święty,
Nastrój ziemskich pień.
Lat wiosennych
Pierwsza burza,
Pierwszy życia maj!
A te noce, te bezsenne,
Te dnie dziwne, jak noc senne,
Ten huragan stów płomiennych,
Ta wypadła z włosów róża,
Pocałunków raj...
Te czuwania,
Deszcz czy słota,
Czy burza, czy chłód,
By na ciemnym tle firanki
Ujrzeć blady cień kochanki,
Potem marzyć do świtania,
Aż marzenia, łzy, tęsknota
Przebrzmią w senny cud —
W sen na jawie,
W sen niebieski,
W rzeczywisty cud!
Pierwsza miłość, lilia boża,
Gdy zakwitnie śród bezdroża,
Sie odkwita nigdy prawie,
Aż wypłaczesz łzy do łezki,
Aż się spełni trud.
Choć zwątpiony,
Smutny, blady,
Upadasz co krok —
Ocienione bożym kwiatem,
Serce wierzy w świat za światem,
W sen prześniony, w cud marzony,
Wszędzie widzi boże ślady
I nie wierzy w mrok.