Wiersz miłosny Adama Mickiewicza pod tytułem Z Petrarki

Z Petrarki

Chiare, fresche e dolci aque

 

O jasne, słodkie, o przeczyste wody,

W których zwierciadlanej fali

Laura kąpała swą anielską postać!

Drzewko wysmukłej urody!

I ty będziesz święte u mnie:

W twym cieniu lubiła zostać

Nieraz sama zamyślona;

I prześliczne jej ramiona

Spoczęły nieraz na twej majowej kolumnie.

 

O błonia, których brylantowa rosa

Nieraz obwiana jej lekkimi szaty,

I wy, trawki, i wy, kwiaty,

Ozdobo piersi i włosa!

Ostatni raz dajcie ucha

Ostatnim żalom cierpiącego ducha.

Jeśli tak chciały wyroki

I niebios okrutna wola,

Ażebym cierpiał i płakał do zgonu,

Niechaj przynajmniej moje zwłoki

Pośród zielonego pola

Zasną, gdy duch uleci ku bramom Syjonu!

 

Z niewielką umrę trwogą,

Choć umieram w lat mych kwiecie,

Jeśli nadzieję uniosę błogą,

Że duch mój pośród tej błoni,

 

W miłej i cichej ustroni

Zostawi łódkę, w której błąkał się po świecie.3

 

Może którego poranka

 

Piękna, okrutna kochanka

Zabłądzi w znane doliny,

Gdzieśmy szczęśliwe pędzili godziny;

I swe jasne, wdzięczne oko

Zwróci, szukając mię wszędzie,

Ujrzy wzgórek pod opoką:

Ach! to mój grobowiec będzie.

I może wtenczas iskierka miłości

Albo litość ją poruszy,

Westchnie, a to westchnienie za progiem wieczności

Odezwie się w mojej duszy.

I nad mogiłą stanie zamyślona,

Oczy jej zaćmi łez mglista zasłona.

 

Tu niegdyś wietrzyk pośród majowego lasku

(Chwila ta dla mnie będzie wiekopomna)

Kwiaty na pierś jej strząsał klejnotów potokiem,

A ona w takim blasku

Siedziała skromna,

Jak bóstwo różnofarbnym zakryta obłokiem.

Jedne kwiaty na kolana,

Drugie pomiędzy warkoczów pierścienie

Sypiąc się, błyszczą jak girlanda tkana

W perły i drogie kamienie.

Ten kwiatek do nóg jej pada,

Ten odleciał i smutny chce się w strumień rzucić,

Inny błądzi w powietrzu i zdaje się nucić:

»Tu miłość włada!«

 

Natenczas pełen świętego przestrachu,

Myśliłem, że z niebios gmachu

Zstępującego dostrzegam anioła.

Ten wzrok, ten uśmiech, ten majestat czoła,

Ten głos wdzięczny: ileż razy

Uniosły duszę w tak rozkoszne błędy,

Że otoczony rajskimi obrazy,

Pytałem sam siebie:

Jak tu przybyłem? i kędy?

Bo mnie się zdało, że już byłem w niebie!

Ostafiewo 1827 [lipiec]