Wiersz miłosny Aleksandra Fredry pod tytułem Z "Odludków i poety"

Z "Odludków i poety"

(fragment)

Miłość! miłość kobiety ma wszystko nagrodzić?

Miłoby to nam było tym snem się uwodzić,

Gdyby nie przebudzenie za bliskie niestety!

Wierzysz biedny kobietom, nie znasz co kobiety!

Kocha cię, mówisz, kocha? przysięgać ci będzie,

Życie swoje narazi w szalonym obłędzie,

Puszcza, byleby z tobą, powabem ją znęci,

Spokój, imię, majątek... wszystko ci poświęci;

Wtedy, tylu dowodom raz zaufasz przecie,

Uwierzysz, że nad ciebie nic już nie ma w świecie.

Pomyślisz, że i cnotą chcą się jeszcze szczycić,

Musi jak powój drzewa ciebie się uchwycić,

Ale nie! Sama nie wie, mniej czuła niż płocha,

Czy jutro kochać będzie tego co dziś kocha;

Ginie, kona dla ciebie... i nie zna po chwili.

Wtenczas, niech się twój umysł wstrzymywać ją nie sili;

Twoje prawa są niczem, twój gniew nic nie znaczy,

Z twoich wyrzutów się śmieje, cieszy się z rozpaczy.

O! ten, co swoje szczęście połączył z kobietą,

Chwycił gałąź bluszczową nad przepaścią skrytą:

Urywa się i pada, ginie wśród kamieni,

A na górze, blusz bluszczem, znowu się zieleni.