Hymn na cześć pierwszej miłości
Aleksander Rymkiewicz
W wieku sonetów czułych i wstążek nad czołem,
pierwsza miłości, pięknie ciebie nazywano,
dziś nie wierzący w tamte kobiece anioły,
chmur czy gwiazdozbiorów słysząc huk za ścianą,
leżą przy swych kochankach, a w pustym kieliszku
brzask łzą pierwszą błyska.
A w kinach wieczorami, po mozole we dnie,
sycą małe swe serca wielkich serc tragedią
nie wierzący w anioły kobiece.
Stocz się, z sonetów, jak myśmy stoczyli.
Widzą — rozkosz oplata jej dziewczęce plecy
różą jak żmiją.
I znów nad pustynią serca, gdy idą już z kina
nie wierzący w anioły kobiece,
niebo też odludne, chłodna hen pustynia
i owoc księżyca rozcięty jak mieczem.
Do nich, pierwsza miłości, powróć ozdrowieńcza,
nie wiedząc o tym, oni niezabudek pragną,
które rączka podaje, a serce się zaręcza,
gdy los rozciąga się krzykiem żurawi od bagna.
Obmyj ich dawnym szmerem słowiczych strumieni.
Spójrz — nawet wybrańców losu sława nie pociesza,
w czarną noc z czarnymi sercami zamierza czarna rzesza
po miejskim zagonie z kamienia.
Ty jedna masz tę moc tajemną i wzniosłą
przemiany, jak ów miesiąc, co przez sosny złoci
bujne trawy, i widzisz: oto kwiaty paproci
wśród mozaikowych cieni wyrosły.
I młodzieńcze serce bezbronne jeszcze w jakimś tam tobie
ślubuje spełnić wiekopomne czyny,
o, w śnie lunatycznym nieświadomi i cnoty, i winy!
Poznają je nazbyt prawdziwie i gorzko,
gdy wojna krwawym cierniem ich miasto ozdobi —
i wówczas jakiś żal za utraconym gajem,
na którym księżyc romantyczny słysząc szept przystaje.
Zejdź, spłyń do nich wreszcie z dawnych strof,śliczna , w bieli
to lata marnotrawne były, nie synowie,
niechaj się podźwigną z rozświetlonej pościeli
łuną, a gdy przygasła, ich słowa i noce były już tylko
jak czarnych spraw czarni apostołowie.