Wizerunek małej T. C. w perspektywie kwiatów
Andrew Marvell
Przyjrzyj się, z jaką naiwną prostotą
Ta mała nimfa, leżąca wśród trawy,
Snuć rozpoczyna dni swych nitkę złotą!
Najdzikszym kwiatom nadaje imiona
Jej harmonijna uroda: lecz ona
Tylko z różami wdaje się w zabawy;
I tylko różom zwierza
Sekret ich barw i woni, rumiana i świeża.
Ulubienica bogów! Któż, zaiste,
Zgadnie cel, w jakim na świat ją zesłali?
Jedno wiadomo: pod jej prawa czyste
Swawolny Amor wkrótce się dostanie
I z trwogą odda w jej srogie władanie
Złamany łuk i grot z pogiętej stali.
Szczęśliw, kto zdoła wtedy
Ugłaskać pogromczynię i uniknąć biedy!
Trzeba mi wdać się w układy co żywo
I pokój zawrzeć z parą oczu hardą,
Nim w krąg zasieją dusznych cierpień żniwo
I nim błyszczące źrenic owych koła
Miażdżyć nam serca poczną, niczym zgoła
Nie nagradzając ich poza pogardą.
Trzeba mi się w pokorze
Zaszyć w cień, by mnie owe nie olśniły zorze.
Ty zaś tymczasem, póki zieleń wszędy
Sama się chyli pod zaklęcia twoje,
Prostuj przez wiosnę popełnione błędy:
Niech tulipany, co wdzięcznie się płonią,
Prócz barwy cieszą nas jeszcze i wonią,
A róże niechaj zrzucą kolców zbroję;
I niech twoją urodą
Powstrzymany, fijołek nie ginie tak młodo.
Lecz gdy u stóp twych polany i łąki
Składają wszystko, co mają w zasobie,
Zrywaj dojrzałe kwiaty a nie pąki,
Ażeby Flora, gniewna i zawzięta,
Za nierozkwitłe swoje niemowlęta
Nie zapragnęła wziąć pomsty na tobie
I uszczknąć w jednej chwili
Razem z tobą — nadzieje, któreśmy żywili.
Przełożył
Stanisław Barańczak