Wiersz miłosny Anny Achmatowej pod tytułem Wysokie stropy kościołów

Wysokie stropy kościołów

Wysokie stropy kościołów

Jaśniejsze nad nieba sieć,

Przebacz, chłopaczku wesoły,

Żem tobie przyniosła śmierć.

 

Za róże z placyków małych,

Za listów głupiutkich kwiat,

Za to, żeś smutny i śmiały

Z kochania smętnego bladł.

 

Myślałam — może umyślnie

Przekornym byłeś i śmiesznym,

Myślałam — ukochać jak inne

Nie można słabe i grzeszne.

 

Lecz wszystko było na próżno,

Gdy przyszły jesienne przeddnie,

Śledziłeś nieczuły do późna

Za mną uparcie i wszędzie.

 

Jak gdybyś zbierał oznaki

Mojego chłodu. O, przebacz!

Dlaczegoś przyjął święcenia

Piołunowego nieba?

 

I śmierć do cię ręce przedarła,

Powiedz, co było dalej?

Nie wiedziałam, że tak kruche gardło

Pod niebieskim kołnierzem się pali.

 

Przebacz mi, sowie zduszone,

Chłopaczku smukły, wesoły,

Trudno mi dzisiaj do domu

Powracać z wysokich kościołów.

Przełożył Jerzy Liebert