Wiersz miłosny Anny Czekanowicz pod tytułem boże na wysokości

boże na wysokości

boże na wysokości i ty kochany

może to pierwsza i ostatnia modlitwa

w ciemności niewypowiedzianego słowa

braku wiary

 

niech się dzieje co się ma dziać

i oto właśnie się modlę

skoro nie ja tworzę swój dzień i noc

skoro niedotykana niedotknięta mimochodem

rzucam spojrzenia obcym mężczyznom

 

gdybym mogła uwierzyć nie bałabym się tego dnia

w którym pozwolę czyjemuś ciału wejść

we mnie ale po to tylko

żeby aż do płaczu triumfu bolało to cudze pragnienie

 

i wtedy pełna okrucieństwa

jakie dane jest tylko kobietom

będę szeptać twoje imię niechcący

ale tak żeby słyszał i cierpiał

 

jak ja będę cierpiała że nie jest tobą

że to nie twoje ręce tak misternie

rzeźbią bruzdy na moim ciele

że to nie ty szepczesz najczulsze świństwa

jakie dać może tylko miłość

 

że to nie ty aż do krzyku rozpaczy

chcesz mnie poczuć dotykając

niedotknięta która z uśmiechem

wybaczającym chłopięce zapatrzenie

lekka wstaję i idę dalej