Twoja obecność
Anna Kamieńska
Poznaję twoją obecność po tym,
że powietrze zastyga w wielościany,
co chwila odgradzając nas i znowu łącząc.
Te bryły przenikają się,
i w ich splątanej sieci
zawisamy nachyleni ku sobie.
Bryłościany
powtarzają bezradny tłum naszych rąk, ust.
Te architektury przestrzenne najpierw
zdradzają mi twoją obecność.
Jest już blisko
cały twój krajobraz rozległy.
Czytam w kraterach twojej skóry,
wędruję po płowych pasmach brwi.
To nie to, że nie mogę
przewidzieć ruchu twych gałek ocznych
ani przeniknąć do dna źrenic.
To już było:
jesteśmy samotni.
Leżysz osłonięty dymem
jak drzewo z korą rozoraną,
jakby otaczał cię trzepot skrzydeł.
Biegnę do twych narodzin
i przeprowadzam cię za rękę
poprzez własne twe losy.
Przez miasta, których topografii nie znam,
więc nie dziw, że błądzę
przez ogrody obce i śniegi,
przez zamarznięte rzeki,
przez twoje piachy
i przez twoje wapienne doły.
Wzięłam za rękę chłopczyka,
a przyprowadziłam męża.
Moje ciało jeszcze kwitnie.
Ale wychylam się zeń
już ku swej starości pajęczej,
szukając cię koło siebie.
I choć to nazwiesz zuchwalstwem
i niemożliwością —
wychylam się jeszcze,
jeszcze dalej.