Jak klacz, kiedy jej jeździec wbije w bok ostrogę,
Nagle rzuca się naprzód bez względu na drogę,
Tak też i Telimena, jak ostrogą spięta,
Rzuciła naprzód ciałem, a białe rączęta
Wokoło Tadeusz owinęła szyi,
Równocześnie jej nogi, jak pierścienie żmii,
Skrępowały młodziana tak, że się zdawało,
Iż razem obydwoje jedno tworzą ciało.
Pan Tadeusz był młody, zdrów i wytrzymały,
Przy tym zbyt wypoczęty, więc swoje zapały
Z rozkoszą w Telimenie utopić był gotów;
A że przyszedł do tego prawie bez kłopotów,
Nie poskąpił też za to ochoty i siły.
Więc go też jej rączęta jak węże spowiły
I pulchne białe nogi ścisnęły jak kleszcze,
Usta zaś wyszeptały: "Tadeuszu, jeszcze!".
Zaczął się nad nią znęcać jak kogut nad kurą,
Lecz mu po małej chwili oczy zaszły chmurą,
Oddechu brakło w piersiach, więc zrezygnowany,
Dając raz jeszcze nurka pomiędzy falbany,
Zmęczony, legł na miękkim Telimeny łonie
Ukrywszy na jej piersi rozpalone skronie.
Telimena, widząc to, nie zrezygnowała,
A że prócz doświadczenia spryt i rozum miała,
Zatem drażniąc ustami Tadeusza wargi,
Szepnęła pieszczotliwie kilka słówek skargi:
"Wszak to było dla ciebie, a co dla mnie będzie?"
I mając swoje chuci jedynie na względzie,
Jęła go palić wzrokiem, uśmiechem czarować,
Wodzić ręką po ciele, namiętnie całować,
Wpiła w niego swe wargi, na koniec zemdlona
Przycisnęła namiętnie młodzieńca do łona.
Poznał tedy Tadeusz, z kim ma do czynienia,
Co znaczy dobra szkoła obok doświadczenia.
Już mu teraz pomogła własnymi rękami,
Własnym ciałem — prócz tego czułymi słówkami
Błagała, by rozkoszy nie popsuł pośpiechem:
"Bo przecież noc nie zając" — mówiła z uśmiechem —
"Nie ucieknie! Wszak prawda, ty moje kochanie?"
Jakże to nie być czułym na takie wezwanie!
Jak Moskal, gdy zagrają "Boże caria chrani",
Tak rzucił się Tadeusz. Telimena w dani
Wtórną zniosła z młodzieńczej ochoty ofiarę.
Gdyby się teraz hrabia zjawił na chwil parę,
Miałżeby co szkicować: Ponad spódnic zwoje
Sterczało rozdzielonych białych kolan dwoje;
Niżej, w falban, koronek napiętrzonej górze,
Nuża się pan Tadeusz niby w białej chmurze,
Pod nim się Telimena zadyszana wije,
Włos rozwiany, w nieładzie w murawie się kryje.
Pierwszy powstał Tadeusz wnet ubiór poprawił,
Przez chwilę jeszcze oko Telimeny bawił,
Która leżąc omdlała i z sił wyczerpana,
Ledwo z jego pomocą wstała na kolana.
Wnet poprawiła włosy, wstążki i falbany,
A widząc, że Tadeusz, nieco zadumany,
W te do niego bez gniewu ozwała się słowa:
"Sądzę, że w tajemnicy wszystko pan zachowa.
Zwłaszcza że i czyn pański był nieco zuchwały.
Mówię to nie dlatego, by prawić morały,
Lecz postąpić w ten sposób z kobietą uczciwą,
Może nieco zalotną, czułą i wrażliwą,
Korzystać z jej niemocy, wyzyskać jej słabość,
prawić morały,
Lecz postąpić w ten sposób z kobietą uczciwą,
Może nieco zalotną, czułą i wrażliwą,
Korzystać z jej niemocy, wyzyskać jej słabość,
Łagodnie panu powiem, to była zuchwałość.
To niegodne, mój panie!... Jednak wiek twój młody,
Dzień gorący i mrówki, które do swobody
Szerokie dały pole, biorąc pod uwagę,
Przebaczam... Cóż mam robić?... Kto taką odwagę
Wobec damy okazał, jak pan to uczynił,
Ten tylko w jej oczach zyskał, nie zawinił".
Kiedy ją Tadeusz ścisnął za kolana,
Grożąc palcem, wyrzekła: "Oj, łotrzyk z waćpana!".