mostem (w)zwodzonym pomiędzy
przylądkami dobrej nadziei
naszych ciał
kiedy wchodzę w ciebie najgłębiej
jak tylko mogę i stajemy się
jednym ciałem
kiedy czuję wokoło łączącego nas penisa
ciepło i miękkość których
nie potrafię nazwać a twoje nogi
oplatają mnie mocno
kiedy zamykasz oczy i coś w nas
zmusza uległe ciała
do coraz większego pośpiechu
kiedy będąc u szczytu wlewam się
w ciebie cały aby po chwili
zsunąć się na bok
kiedy zmęczeni patrzymy sobie w oczy
uśmiechając się na widok
własnych spoconych ciał
albo
gdy z głową wtuloną w twoje uda
próbuję sięgnąć
aż do bólu języka w rozchylające się
przede mną drugie wargi
i czuję że zaczynasz się wić
wymawiając w jęku moje nowe imię
aż po kilku drgnięciach
nieruchomiejesz
albo
kiedy trzymasz go lekko w palcach
bawiąc się patrzysz
jak pęcznieje i zmienia barwę
z uśmiechem bierzesz w szeroko rozchylone usta
gdy czuję na nim delikatny
dotyk języka i lekkie ssanie
gdy wchodzi głębiej aż do gardła
i mam dreszcze w koniuszkach palców
kiedy potrafię już tylko wyszeptać
szybciej szybciej
przy wciąż gwałtowniejącym oddechu
by za chwilę odczuć ulgę
wielkie kojące uspokojenie
popatrz masz na policzku
białe krople; to mogły być nasze dzieci
albo
gdy śpisz wtulona w moje ramię
i na próżno oczekując snu wpatruję się
w twoją spokojną twarz
dotykam uszu i sutek
gładzę twoje ciało i włosy
i to dopiero pozwala mi zasnąć
lub każe zbudzić cię by raz jeszcze
przeżyć pełnię nagłego wyładowania
wtedy dopiero zaczynam rozumieć
co kazało mi iść za tobą
bez słowa protestu
bez chwili wahania
4
dlaczego nie napisałeś dla mnie żadnego wiersza
ostatecznie to ja przypomniałam ci
dawno zapomniane słowa czułości których obiecywałeś
sobie już nigdy nie wypowiedzieć
a teraz masz ich pełne usta
wylewają się z ciebie jakbyś
posiadał ich w nadmiarze przez
zbyt długie milczenie
5
czterdziestego pierwszego dnia wczesnym rankiem
obudziłem się sam
w pustym pokoju
w opuszczonym mieście
na topniejącym śniegu pościeli
leżał kwit z pralni
jedyny mój trop
milcząca gwiazda za którą
musiałem podążyć chcąc