Wiersz miłosny Antoniego Pawlaka pod tytułem I śmierć, wiele śmierci... [Strona 4]

raz jeszcze przypomnieć sobie

kolor twoich oczu

 

błądząc wśród jednakowych bloków osiedla

z trudem odnalazłem budynek pralni

podałem kwit uśmiechniętej kobiecie której imię

także rozpoczynało się na literę A

— proszę za mną — powiedziała

biorąc mnie za rękę

 

mijaliśmy składy brudnej bielizny

hangary gdzie wielkie pralki

zmywały z pościeli brud nóg

pot nerwowych nocy

kobiecą krew pierwszą i ostatnią

krople snów młodych mężczyzn

zasypiających z penisem w dłoni

(nie potrafiłem wytłumaczyć sobie skąd

czynna pralnia w dogorywającym mieście

co wprawia w ruch wielkie pralki

odkąd wyłączono prąd

i co wreszcie tu robi ta kobieta

dlaczego co chwila zakwita uśmiechem

skoro dusi nas śmierć

której okruchy zamarzają

w naszych oddechach

czy ten nierealny obraz jest jeszcze jawą

wszak mogłem niepostrzeżenie

przekroczyć szlaban snu mogłem

być już po drugiej stronie lustra)

 

zeszliśmy w podziemia

krążyliśmy nie kończącym się labiryntem

korytarzy wśród stert świeżo upranej bielizny

 

przerażały mnie nasze chybotliwe cienie

ciemne czeluście tajemniczych odnóg

a także świadomość że nie potrafię

odnaleźć powrotnej drogi

widząc to kobieta uśmiechnęła się

dając do zrozumienia

że zbliża się kres wędrówki

 

nagle zauważyłem w jej dłoniach

kłębek rozwijających się nici

co nasunęło mi skojarzenia

z mitologią grecką a także

niepokojącą myśl że za następnym

załomem korytarza

czeka mnie decydująca próba

sił lub nerwów

 

i właśnie gdy nabierałem przekonania

że nigdy nie wydostanę się z podziemi

dotarliśmy do wielkiego pomieszczenia

gdzie wyrastał ofiarny stos

bielizny przykryty białym całunem

prześcieradła moja przewodniczka

odrzuciła zasłonę

— oto pańska bielizna —

 

na szczycie leżał trup nagiej dziewczyny;

to byłaś ty — Anno

 

6

 

powietrzem targnęła seria detonacji

 

z litości

z obawy przed epidemią

podano miastu zastrzyk

dobrej śmierci

i eutanazji

 

7

 

stoję na parapecie czwartego piętra

jedynej ocalałej kamienicy

 

miasto nie żyje od paru godzin

obserwuję jego stygnące ciało

rozrzucone kończyny ulic

bliznę po nieudanej operacji mola

kikuty domów

puste oczodoły okien

 

a więc tak wygląda śmierć

 

czy jeśli popłynę w dół