Iluminacje
Artur Rimbaud
Bottom
Rzeczywistość była zbyt ciężka dla
mojej bogatej natury — i znalazłem się
na koniec u swojej Pani jako wielki szaro—
niebieski ptak wzbijający się ku gzymsom
u sufitu i powłóczący skrzydłem w cie—
niach wieczoru.
U łoża z baldachimem, unoszącego jej
ukochane klejnoty i arcydzieła jej ciała,
byłem wielkim niedźwiedziem o fiole—
towych dziąsłach i sierści osiwiałej ze
zgryzoty, z oczami utkwionymi w kry—
ształach i srebrach konsoli.
Wszystko stało się ciemnością i rozja—
rzonym akwarium. Nad ranem — w wo—
jowniczy brzask czerwca — — pobiegłem
na pola, osioł, tak długo rycząc i wywi—
jając swoją krzywdą, aż nadchodzące
Sabinki przedmieścia dopadły mojej
piersi.
H
Każda potworność wymusza na Hor—
tensji okrutne gesty. Jej samotność jest
erotyczną mechaniką; jej zmęczenie —
dynamiką miłosną. Przez wiele epok
była gorliwą higieną ras pod nadzorem
dzieciństwa. Jej wrota stoją otworem
przed nędzą. Moralność współczesnych
istot odcieleśnia się tam w jej namiętno—
ści albo w jej działaniu. — O straszliwy
dreszczu niedoświadczonych kochan—
ków na krwawej ziemi, w świetlistym
wodorze! znajdźcie Hortensję.
Przełożył Artur Międzyrzecki