Wiersz miłosny Barbary Eysymontt pod tytułem Zima Izoldy

Zima Izoldy

Była zima. Oset mrozu

wspinał się ostro po blankach.

Mdlała Izolda przy krosnach,

tkając miłości włos długi i złoty

a na murach, na dziedzińcach, w krużgankach

wciąż ta sama zamieć obcych kroków

i miecz wąski księżyca za oknem.

 

Była zima. I ziębły jej ręce.

Przynosili mroźne polana

i świecili jej w oczy ogniem

z dalekiego raju — ze świata,

w którym palił się jego oddech

i rósł w górę płomień jego ciała.

 

Była zima. Drzewo pękało na dwoje

i ptak spadał z nieba — odłupany kamień.

I modliła się Izolda

przez śmierć i przez zamieć:

Boże, który piszesz historię

w ludziach, zwierzętach i rzeczach —

ocal dla mnie tę kroplę czasu:

tę noc, w której słyszeć będę jego serce

po drugiej stronie miecza...