Wiersz miłosny Biesikiego pod tytułem Wysmukła kibić

Wysmukła kibić

O smukła wici, kibici, ócz obłąkanie!

Kędziory bujne, potrójne pętle w arkanie!

Źrenic twych błyski: pociski! Rana przy ranie!

Wargi jak sama krew, brew jak strzała w kołczanie!

Tarczo miesiąca, mieniąca się w Gulistanie!

 

Oczy jej nocą migocą jak ty, narcyzie!

Pukiel się wije jak żmije. Strzeż się: ugryzie!

Muszka, czarnuszka pod okiem — trzyma mnie w ryzie.

Para pomarańcz wciąż mgli się w sennym kaprysie.

Śpiewam, choć gorycz się pieni w mym roztruchanie!

 

Topolo giętka jak wędka, strzelista wici!

Palce masz wiotkie, lecz każdy za serce chwyci.

Rzadko się widzi i we śnie ten wzór kibici!

Byliśmy w raju tej chwili, wśród drzew ukryci.

Ninie pustynie przemierzam, mgłę i rozstanie.

 

Daj ustom pąk róży musnąć ... słodka nagroda!

Oczom daj zaznać ochoczym spotkań w ogrodach!.

Serce się dręczy w obręczy... wszędy przeszkoda!

Porzucić skarb taki przecie, jedyny w świecie — szkoda.

Dom twój jak twierdza, o serca mego tyranie!

 

Ja cierpię! Jak sierp miesiąca moje oblicze ...

Przepaści brzegu, pogrzebu wciąż sobie życzę...

Niechaj mi sprzyja — lub spija równe gorycze!

Ziemi mnie wreszcie powierzcie! w obiedzie krzyczę.

Wicher mnie wzywa, porywa w nocy otchłanie!

Przełożył Jerzy Litwiniuk