latarń
i skrzypiących tapczanów
wrzucaliśmy miedziane monety
Wrócimy tutaj
— mówiłaś
Wrócimy
— odpowiadałem.
Wrócimy —
krzyczeliśmy razem
do bólu zaciskając ręce
młode,
spocone jak ciała kochanków.
6
Roztrzepotani,
zanurzeni w sobie
jak krew w żyle byliśmy
ogromnym ptakiem
o dwóch głowach
i
nieskończonej
ilości skrzydeł. Nadzy:
między naszymi ciałami
nie było skóry. Krew
przepływała wprost
z warg do warg
z serca do serca.
Na hotelowej ścianie
pozostały
nasze cienie zrzucone jak ubrania
niezgrabne
niepotrzebne w tym locie ku słońcu
z którego już mieliśmy nie powrócić.
7
widziałem
twojego męża milczeliśmy
nad szarą mapą serwety
w hotelowej knajpie jego twarz
rozpadła się brwi i policzki
spływały jak namalowane
złą szminką obiecałem
że nie będę cię szukać że
wyjadę wtedy
zaczął całować moje ręce
a ja
pozwalałem na to z przerażeniem
myśląc jak
coraz bardziej
stajemy się
podobni
pochyleni
nad mapą serwety
rozbitkowie
8
Tamten brzeg lata: gest Twojej ręki
nieśmiały
jakbyś zsuwała nią przepaskę z bioder
poziomki: pierwsze krople krwi
Nagi chłopiec klęczący obok Ciebie
ma moją twarz i moje
— jakże młode —
ręce
Krzyczę do was
nie odwracacie twarzy. Żaden głos
nie dojdzie już
nie dojdzie
już na tamten brzeg
9
Jak wdowiec
w zaciśniętej pięści
ściskam kawałki papieru.
To już wszystko.
Nie umiem pisać
Boję się słów
jak nagłego
szarpnięcia drzwi. Nie mogę...