Dziedzilia
Bronisława Ostrowska
Z pian słonecznych na kłosia powodzi
Krasopani sławiańska się rodzi:
Złotogłowa zbóż pani — pralilia —
Pól gospodza — słoneczna Dziedzilia — Dziedzilia.
Jako lite makaty bezcenne,
Kręgiem kłosie przelewa się senne;
Śnieżne gryki i krase konicze
Ślątchów miodnych gorące słodycze;
Złoty łubin pod kwietnym płomieniem
Pęka w słońcu dostałym nasieniem,
I jak wejrzeć pył złoty się wlecze
Skroś błękitnej pogody dalecze — dalecze.
Pocałunki słonecznej spiekoty
Na pierś niwom rzucają żar złoty!
Pole kłosów rozkoszą omdlewa...
Pole kłosów się kłoni i śpiewa...
Dzwonnych świerszczy żarliwe chorały
W hymn szaleństwa się kołem rozgrały
Zasię w pieśni ich skwarnej i chwiejkiej
Kadzą ziela balsamne duszejki
I kwitnących zbożowych źdźbeł rzesza
W lotnym wietrze miłosny pył miesza,
Falująca dreszczami ciężkiemi
Pod nagrzanym, zapiekłym tchem ziemi — tchem ziemi.
Dziwo cudu nad światem się przędzie:
Legła ziemia w dosytnym obrzędzie,
Wyciągnięta miedz kwietnych ramiony
Ku rozdrożnej gontynie zwalonej,
Gdzie z samotni świętego zwaliska
Jasna boga, by płomię, wytryska,
By bijące pól serce odwieczne,
By ich pieśnia i skrzydło słoneczne — słoneczne.
Nad jej głową u niebios podwoi
Złote słońce, jak młody, bóg stoi
I — porwaną głębokim szafirem —
Opłomienia zwichrzonych gwiazd wirem,
Że w szaleństwie drgającej otchłani
Tan poczyna wieść pól Krasopani,
Krąg ekstazy, co w żarach się słania,
Krąg niezmienny wiecznego kochania — kochania.
W kształt lotnego złocistych skier leja
Tańczy boga, płomienna zawieja:
Jakby wszystkie kwiatowe opyły
W jeden złoty się tuman stopiły!
Wszystkie wonie, szalone tęsknotą,
Wszystkie luby, co w wichrze się plotą,
Wszystkie szały i sny, i pragnienia
Zatoczyły się w okrąg płomienia — płomienia.
Wciąż szaleńszy ich tan i gorętszy
Ku słonecznej potędze się piętrzy:
Jakichś dłoni tęskniących wytryski...
Jakieś tchnienia i szepty, i błyski...
Rozkosz męki, co zda się konaniem,
A wieczystym odkwita zaraniem...
Tan żywota, co z śmiercią graniczy
W nieskończeniu bolesnej słodyczy — słodyczy.
Coraz wyżej z gontynnych skał grani
W słońce wzbija się tan Krasopani!
Coraz lotniej w słoneczne przędziwa
Miłośnicza tęsknica się zrywa!