Immensis orbibus anguis
Castro Alves
Zsuwa się słońca blask stromymi gór ramiony,
I nagi grzbiet Indianki promieniem złotym pisze;
W zaroślach skrzydeł brzękiem owad gra zielony,
W kielichu liany siedząc, kolibryk się kołysze.
Tam słońca żar okrutny, śmierć w parnej atmosferze,
Tu cień i wody szum, i chłód, i spokój dziczy;
Nieukojonym drżeniem bambusów drżące pierze,
Tysiąca ptaków śpiew, samotność, las dziewiczy.
Chwila ta owa, gdy z upałów eplenady
Chroniąc się w las, Indianka, patronka puszcz wspaniała,
Wiąże swój hamak pstry do palmy u kaskady,
By go łagodna dłoń wiatru pokołysała.
Sama na jego ust gorące całowania
Podaje śliczny tors i toczone kolano
I, mrużąc wieka ócz, dla dziecka pierś odsłania,
Błyszczącą metalicznie, okrągłą pierś miedzianą.
Wtem z pod kokosów liści, między orzechów grona,
Które zieloną szarfą pień ustroiły w górze,
Ześlizga się powoli gadzina przyczajona,
Zawisła głową w dół na liany gibkim sznurze
I sunie, sunie niżej, do sieci... jeszcze chwila...
Ku warkoczom Indianki swój długi ogon zwleka...
Ha! straszny gad do piersi odkrytej się nachyla,
Ha! potwór czuje głód, wąż zapragnął mleka...
Przełożył
Edward Porębowicz