Wiersz miłosny Charlesa Simica pod tytułem Wszystko dla Amelii

Wszystko dla Amelii

Zarządzam Grand Hotelem na szczycie urwiska

W kraju zdewastowanym przez wojnę domową.

Moje serce jest gońcem, jedynym w całym hotelu.

Mózg pełni funkcje chińskiego kucharza.

 

Zrujnowany gmach w stylu nadmorskich uzdrowisk

Ma na podjeździe szpaler wybebeszonych limuzyn;

W wielkiej sali balowej — susy małp, walki kogutów,

Zdziczałe palmy w donicach tykają czubkami plafonu.

 

Amelia, w otoczeniu adoratorów i wróżek,

W porze zmierzchu maluje na niebiesko rzęsy

I usta; z okna widok na otwarte morze,

Długie, bezludne plaże i migot przypływu.

 

Błaga mnie, abym przejrzał rejestry hotelu

I sprawdził, czy zatrzymał się tu kiedyś Lenin,

Buster Keaton, Nathaniel Hawthorne, święty Bernard

Z Clairvaux, ten, co pisał o miłości...

 

Hotel, gdzie tango tańczy się przy wtórze ciszy...

Hotel jak rząd cyprysów w niemym filmie...

Gdzie dzieci szepczą zwierzenia nieistniejącym słuchaczom...

Gdzie fruną kartki listu, od którego wszystko zależy...

 

Nagle brzęczyk z apartamentu, tego wielkiego, z lustrami.

Amelia, naga, z czarną przepaską na oczach.

Chodzi, jak się wydaje, o to, że mucha usiadła

Jej kochankowi na czubku rzymskiego nosa.

 

Noc odległych kanonad, odległych i nieszkodliwych.

Śpieszę na górę, z packą na muchy na srebrnej tacy.

Ach, rachatłukum orientalnych ekstaz!

Trójkąt jej włosów pod Maską Tragiczną!

Przełożył
Stanisław Barańczak