Czas w skale
Conrad Aiken
Zbyt proste. To nie było w ten sposób.
Dzień był zwykłym dniem, mleko
było o siódmej, gazety o dziewiątej,
mleczarz zbudził nas, zadzwonił Anioł Pański
i odwróciliśmy się kolano przy kolanie,
ty ze swą niestrawnością, ja z mym w krzyżu rwaniem,
śnieg topniejący ściekał z parapetu,
gołębie wznosiły swój trzepot.
Konfucjusz mówi,
co czytaliśmy o Konfucjuszu zeszłej nocy,
jaki był mój sen o Annie Liwii,
syrenie podwodnej, która zanim rzece
uległa ospale, nos przypudrowała, krajobraz
starannie zdobny w kwiaty. Widziałem
różowe rozchylenia pierwiosnków, mityczne łąki
o barwie szpinaku, inne drobne kwiaty
i alegoryczne drzewa,
a Wergili, przede mną, prowadził.
Lecz nie tak w piekło
był wiedziony Dante, ani w niebiosa,
wstęp do nich nie jest tak prosty. Świata dźwięki
wznoszą się w zgiełku, lecz stosownie
dla nas, którzy leżymy tutaj, ledwie obudzeni
z tępego gniewu i stępionego widzenia. Moja Droga,
twoje pantofle są pod łóżkiem, i szklanka wody,
to wtorek już, zaczynać musimy na nowo.
Przełożył
Michał Sprusiński