Gdym brnął przez hipotez listę, kruk źrenice swe ogniste
Utkwił we mnie, jak szachista, gdy szyderczo syczy: "Szach!";
Trwało to milczące starcie; spoglądałem nań uparcie,
Głowę wsparłszy o oparcie: skóra, pękająca w szwach
Lecz wciąż gładka, odbijała światło świec, a w czaszki szwach
Huczał pogłos: "Kres i krach".
I pojąłem w owej chwili: już się nigdy nie odchyli
Na poduszki droga głowa, z iskrą światła w złotych brwiach...
I zatkałem: "Tak, niestety! Bóg cię skrapia wodą z Lety,
Aby obraz tej kobiety nie nawiedzał cię już w snach!
Tak, spal wszystkie jej portrety — wtedy ujrzysz w przyszłych snach..."
Kruk dokończył: "Kres i krach!"
"Zły proroku!" — zakrzyknąłem — "czartem jesteś, nie aniołem,
Czy Kusiciel cię tu przysłał, czy sztorm cisnął cię na piach
Mojej duszy, na wybrzeże, gdzie Samotność pustki strzeże —
Zanim życiu sens odbierze Rozpacz, uśmierz w sercu strach:
Jestże balsam w Galaadzie? Powiedz, bo mnie dręczy strach!"
Kruk zakrakał: "Kres i krach".
"Zły proroku!" — zakrzyknąłem — "czartem jesteś, nie aniołem,
Na to niebo ponad nami — na ten Boga wzniosły gmach —
Zdradź mej duszy, którą pali ból: co czeka na nią w dali?
O, gdybyśmy się spotkali z mą Lenorą w nieba mgłach!
Co mnie czeka, co ocali — czy Lenora w rajskich mgłach?"
Kruk zakrakał: "Kres i krach".
"Zgrzyt tych słów niech nam się stanie pożegnaniem, zły szatanie!" —
Poderwałem się. — "Leć w zamieć, w zamęt, zgiń na piekieł dnach!
Nie waż się uronić pióra — niechaj czarna twa natura
Sczeźnie, wroga i ponura; nie chcę widzieć cię w tych drzwiach
Nigdy więcej! Wyrwij z serca dziób — i precz, bo stoi w drzwiach..."
Kruk dokończył: "Kres i krach".
I wciąż jego czerń skrzydlata nie drgnie, jakby chciała lata
Spędzić nad Pallady bladym czołem, w niszy tuż przy drzwiach;
I wciąż w oczach mu się żarzy demoniczny blask lichtarzy,
A cień kruka trwa na straży mojej duszy, która w snach
Miota się, lecz nie powstanie, bo wciąż jawi się w jej snach
Krecha krwawa — kres i krach!
Przełożył
Stanisław Barańczak