Wiersz miłosny Edwarda Thomasa pod tytułem Nieznana

Nieznana

Z urodą tak niespodzianą,

Że gdy idzie przez gwarny

Dym dysput, kochanki poetów

Zamiast w szkło okna kawiarni,

Spoglądają w ślad za nią.

 

Gdy biegnie przez jałowe

Wrzosowiska w świetle księżyca,

Poeta, przed chwilą wyniosły

Albo zadowolony z życia,

Traci dla niej natychmiast głowę.

 

Ponieważ ją na mgnienie

Ujrzał przez okno wagonu

Lub właśnie ujrzeć nie zdążył —

Pasażer po kryjomu

Poznaje nowe cierpienie.

 

Sam jej brak dla mnie znaczy

Więcej niż wszelka obecność

Innych — niezależnie od tego,

Czy życie jest łąką słoneczną,

Czy rzeką czarnej rozpaczy.

 

Nie widziałem jej twarzy

I nie znam nawet imienia;

Potrafię tylko powiedzieć,

Że choć tutaj jej nie ma,

Gdzieś przecież mogła się zdarzyć.

 

Może ma właśnie nadzieję,

Że spotka o jakiejś porze

Mnie; może to ją w ramiona

Mam wziąć ja, tylko ja; może

W ogóle nie istnieje.

Przełożył
Stanisław Barańczak