Maleńka sykomora
Egipska poezja miłosna
Maleńka sykomora,
którą sadziła własną dłonią,
ustami swymi poruszyła
i szumi tak jak struga miodu.
Piękna. Gałęzie jej wspaniałe
zielenią się jak malachity.
Dźwiga owoców ciężkie brzemię
czerwieńszych niż krwawniki.
Ma liście barwy turkusowej,
korę błyszczącą tak jak szkliwo,
Wabi do siebie tych, co w drodze,
. . . . . . . . . . . . . . . . . .
bo cień jej chłodzi i orzeźwia.
Włożyła liścik w dłoń dziewczynki,
córeczki swego ogrodnika,
kazała śpieszyć do najmilszej.
"Przyjdź, spędź tu chwilę z dziewczętami,
park dzisiaj ma swój dzień świąteczny,
pode mną szałas jest i namiot,
moi panowie się ucieszą
i młodzież, gdy zobaczy ciebie."
"Lecz wyślij przedtem niewolników
zaopatrzonych jak należy.
(Pijany — kto do ciebie pędzi,
chociażby jeszcze nic nie wypił.)"
"Służba już przyszła z potrawami,
przyniosła piwa najróżniejsze,
ciasta rodzajów rozmaitych,
kwiaty, i świeże, i wczorajsze,
dla orzeźwienia zaś owoce."
"Przyjdź. Pięknie spędzisz dzień dzisiejszy,
jutro, pojutrze — trzy dni całe,
zasiadłszy w moim cieniu."
Sąsiada swego z prawej strony
upija do nieprzytomności
i spełnia wszystko, o co prosi.
Wreszcie, gdy wszyscy są pijani,
zostaje sama ze swym bratem.
A kiedy potem siostra do mnie
przybliża się na swej przechadzce,
ukrywam wszystko w swoim wnętrzu,
żeby nie zdradzić żadnym słowem
tego wszystkiego, co widziałam.
Z egipskiego przełożył
Tadeusz Andrzejewski