Świt
Emil Zegadłowicz
Budzi nas świt
przez niebieską, papierową zasłonę —
— w miłości Twej
jak w świetle, pachnącym macierzanką, tonę.
Złoty, słoneczny krąg:
znak szczęśliwości — zawisł na powale —
zorzą nalane mżą
zawieszone wśród okien jarzębinowe korale.
Izba rozpływa się, drży
w wymodrzonym kolorze —
jak błękitna na wodach niebieskich łódź
jest nasze sosnowe, żytnie łoże.
Nad nami szumi las,
grają piaszczyste godziny —
szeleszczą i gęślą w mgle
zaraniem, kochaniem — brzeziny.
Przystanął czas
nad domem, nad izbą, nad nami —
skończył się świat —
— zbudziliśmy się szczęśliwi i sami.
Żyliśmy kiedyś, milion temu lat —
świat był kwitnący i młody —
nie pozostało po nim nic
jeno te jarzębinowe jagody.
Woła nas świt —
— o radosne, miłosne wołanie!
— za milion lat
nowy z nas świat kwietniejszy, lepszy wstanie!