Anakreontyk
Franciszek Zabłocki
W rozkosznym biegu siedząc strumyka,
Pasterka młoda
Patrzała, jak się czysto pomyka
Od źródła woda.
Tak prędko nasze zmykają lata,
Pomyśli sobie;
Więc trzeba wcześnie używać świata,
Póki czas w dobie.
Cóż bez miłości schnąć będę dłużej?
Trzeba pastuszka!
Z tobą mi milsze czas chwile wróży,
Dafni, mój duszka!
Zdobić ofiarę już przymuszonej
Będziem skromności?
Wiek nasz do kresów swych nachylony,
My bez miłości?
Czas na to wspomnieć, że wiosna chyża
Lat naszych mija;
Okrzepła starość tuż się przybliża,
Co nas zabija.
Trudno ci wtenczas wykrzesać będzie
Czucia iskierki,
Gdy ciężka we krwi flegma osiędzie
Twojej pasterki.
Ach, czas i miłość biegną galopem
Nigdy niewrotnym.
Ni jej przywabisz żadnym syropem,
Byś był zalotnym.
Jako ten strumyk, skoro raz swoje
Porzuci loże,
Pierwotne potem odwiedzić zdroje
Nigdy nie może —
Tak naszych wdzięków biegną koleje:
Gdy je czas zwarzy,
Wiekiem nadpsutej, nie ma nadzieje
Umilić twarzy.
Nic na tym świecie nie jest bez celu
I zatrudnienia;
Więc się nam kochać trza, przyjaciela,
Z losów zrządzenia.
Idzie za nocą ciemność ponura,
A dzień za słońcem;
Nam za miłością każe natura!
Miłość serc końcem!