Wiersz miłosny Giambattisty Marina pod tytułem Pieszczoty Wenery i Adonisa

Pieszczoty Wenery i Adonisa

Kochaj, w miłości miłość ma nagrodę

Największą, jaką za miłość się płaci.

Dwie dusze, serca dwa przez wspólną zgodę

Zostały dwojgiem, lecz w jednej postaci,

Oboje dawną zmieniły gospodę,

I każde żyje, lecz w sobie się traci.

Oboje trwają w nieswojej powłoce

I wszystkie swe w niej wykonują moce.

 

Bezkreśna rozkosz i niewymówiona,

Rana przesłodka, ukąszenie miłe;

Wzorem feniksa istność spopielona,

Bo ma kołyskę razem i mogiłę.

Dusza tym ciosem tknięta w głębi łona

Umiera żyjąc, w śmierci czerpie siłę.

Mdleje i tęskni; jakimś dziwnym prawem

Cierpi bez bólu pod cięciem niekrwawem.

 

Tak dusza w lubym konaniu się ćwiczy:

Wabik dla chuci, sedno strzały celnej;

W płomieniu słodkim, a pełnym goryczy,

Przez cios śmiertelny ma byt nieśmiertelny.

Śmierć, która zmysłom za kordiał się liczy:

Nie śmiercią — życiem jest napój weselny.

Miłość uśmierca, miłość ogniem parzy,

Ażeby pewniej zabić — życiem darzy.

 

Więc gdy się godzi z twoim chcenie moje,

Skoro mię wzrusza to, co ciebie wzrusza,

Gdy, czym się koić chcesz — i ja się koję,

Gdy to, co lubisz, mnie też lubieć zmusza,

Gdy w nas chęć jedna dzieli się na dwoje

I jest obojgu wspólna jedna dusza,

Gdyś mi dał serce, a ty moim władasz,

Czemu w ramiona me jeszcze nie padasz?

 

O, duszy mojej słodka błyskawico,

Serca mojego słodkie utrapienie,

O, moich źrenic światło i źrenico,

Mój ty całusku, moje ty westchnienie!

Zwróć na mnie owe, gdzie się wdzięki sycą,

Drżących szafirów przeczyste strumienie;

Podaj mi owe, skąd śmierć na mnie czyha,

Rubinowego krawędzie kielicha!

 

Te oczy ku mnie zwróć, oczy uroczne,

Te moich spojrzeń szyby zwierciadlane;

Powiek — kołczany, brwi — łuki otoczne,

Źrenice — kuźnie lubieżą wzdymane;

W niebie kochania planety wyroczne,

Słońc urodziwych jutrzenki przebrane;

Gwiazdy przejasne, których skry słoneczne

Zdolne mię skazać na zaćmienie wieczne!

 

Te usta podaj mi! Usta wy lube,

Pałaców śmiechu brylantowe wrota;

Klombie różany, skąd na moją zgubę

Miłosna żmija żądełkiem się miota.

Skrzynio, perłami na natury chlubę

Strojna; alkowo, gdzie Amor niecnota

Chroni się trwożny z obawy katusze,

Gdy zranił serce i zrabował duszę!...

Przełożył
Edward Porębowicz