Trzy dni mógłbym spoglądać
Gyula Illyés
Trzy dni mógłbym spoglądać w cienistą
Dolinę twych oczu, na twoje brwi,
Na gęste sitowie rzęs, gdzie błyskają
Małe źródełka wesołe,
Żywe promienie myśli ulotnych,
Mieniących się ławic lustrzanych —
Trzy dni mógłbym patrzeć w milczeniu
Najpierw na jedno, później na drugie.
Trzy dni następne mógłbym bez słowa
Spoglądać na cudowne sklepienia
Twoich piersi odgadniętych domyślnie
Pod sukni twej tkaniną, w drzemiącą na nich gwiazdę
Gotową rozpłomienić się w mojej ślepej nocy,
Różę światła na jedwabiu napiętym —
Przez trzy dni mógłbym patrzeć w milczeniu
Najpierw na jedną, później na drugą.
Byłbym szczęśliwy mogąc karmić spojrzenie
Strzelistym widokiem twoich kolan,
Tak pewnych własnej doskonałości
I tak nieprzystępnie lękliwych
Jak skrzydła promiennych drzwi
Współotwierających się z wahaniem-
Trzy dni mógłbym patrzeć w milczeniu
Najpierw na jedno, później na drugie.
W twoim świetle ciepłym i w bijącym
Blasku twojej skóry
Zatrzymałbym się jak cierpiący w słońcu,
Wsłuchany w krążenie bólu,
Który uśmierza się z wolna,
W uszczęśliwienia własnego ciała
Rozpraszającego się w tchnieniu z łaskawszych pól,
W zamglonej kołysance uspokojeń.
I znów stałbym się dzieckiem, twoim
Dzieckiem obejmującym cię moimi ramionami,
Aby usłyszeć słowa pocieszenia,
Które miłość tak późno nam daje!
Kochałem cię jak brat siostrę — każdy z grzechów
Roztapiał się w moich pragnieniach —
I zasnąłem, wierny twój kochanek,
Gdy umarła pierwsza noc.
Przełożył
Artur Międzyrzecki