Saki, płomieniem wina
Hafiz
Saki, płomieniem wina
rozpalaj moją czarkę;
o sprawach świata, grajku,
powiadaj, że w zgodzie są ze mną.
Widzę w mej szklanej czarce
odbicie kochanej twarzy,
o, wina zaznając słodyczy
zupełnie tracę już pamięć!
Nigdy nie umrzeć już temu,
kto serce żywi miłością —
wciągnął go w swoją księgę
rachmistrz naszego świata.
Ileż to złudzeń zwodniczych
w urokach wyniosłych kształtów,
gdy jawi się w całym przepychu
rozkołysany mój cyprys.
Wietrze, gdy będziesz przelotem
w różanym ogrodzie kochanej,
proszę cię, zanieś mej milej
słowa pozdrowień ode mnie.
Powiedz jej: Czemu umyślnie
wyrzucasz z pamięci me imię?
Przyjdzie i to, że kiedyś
przypomnieć go sobie nie zdołasz.
Cudowne jest upojenie
oczami najczulszej kochanki,
dlatego zdałem się cały
na łaskę rozkosznych upojeń.
Boję się tylko, czy korzyść
odniesie w dniu zmartwychwstania
przyzwolony chleb mistrza
z mojego grzesznego napoju.
Rozsiewaj, Hafizie, rozrzucaj
ziarno łez twoich oczu —
jeszcze się ptak pojednania
zaplącze w nasze sieci.
Zanurza się okręt nowiu
w czarny ocean nieba —
toną wraz z nim bogactwa
pielgrzyma naszego ładu.
Przełożył
Władysław Dulęba