Tysiące wyrw uczyniły
Hafiz
Tysiące wyrw uczyniły
czarne twe rzęsy w mej wierze;
przyjdź: Z twego chorego oka
chcę zebrać tysiące cierpień.
O, ty, co mieszkasz w mym sercu,
a miłość swą rzucasz w niepamięć,
niech dnia nie będzie, bym chociaż
na chwilę o tobie zapomniał.
Stary jest świat, bez podwalin;
płacz nad zabójcą Ferhada,
co uwiódł go do rozpaczy
duszą kochanej Szirin.
Od żaru ognia rozłąki
okrywam się rosą jak róża;
przynieś mi, wietrze poranny,
oddech tej wonnej róży.
I świat niestały, i trwały,
żywi się krwią zakochanych;
wiem, że królestwo bytu
jest pasożytem miłości.
Jeśli nade mnie kochana
wybierze innego — jej wola,
lecz ja, bodajbym nigdy
nie zaznał miłości bez niej.
Dzień dobry — powiada już słowik.
Saki, gdzie jesteś? Powstań!
Bo głowę pełną mam wrzawy
przewidzeń snu wczorajszego.
W noc pożegnania odejdę
z pościeli do zamku hurysy,
jeżeli wtedy będziesz
świecą u mego wezgłowia.
Opowieść o wielkim pragnieniu,
którą wpisałem w tę księgę,
niech będzie wolna od błędu,
wszak Hafiz uczył mnie prawdy.
Przełożył
Władysław Dulęba