W piersi kwiat, w dłoni wino
Hafiz
W piersi kwiat, w dłoni wino,
przy mnie ukochana,
sługą moim jest dzisiaj
nawet sułtan świata.
Powiedz: nie wnoście tutaj
świecy, dzisiejszej nocy
jest ze mną księżyc w pełni
twarzy mojej miłej.
W naszej religii wino
jest dozwolone, ale
bez ciebie, cyprysie różany,
jest zakazane i grzeszne.
Uszy mam pełne obietnic
fletni i śpiewu czanga,
oczy — rubinów twych pełne
i krążenia czarek.
Nie trzeba tu wonności,
bo dla mojej duszy
każde tchnienie twych włosów
jest rozkosznym zapachem.
O wyśmienitych cukrach
czy innych pysznych przysmakach
nie mów mi, ja pożądam
jedynie słodyczy ust twoich.
Póki w ruinach serca
tkwi skarb tęsknoty do ciebie,
domem moim niech będzie
ten zakątek rozwalin.
Co mi powiadasz o hańbie?
Hańba jest moją sławą.
I po co mnie pytasz o sławę?
Sława jest moją hańbą.
Pijacy, wykolejeńcy,
zdrożni uwodziciele —
to my — a inni od nas
gdzież się podzieli w tym mieście?
Do mohtasiba na mnie
nie skarżcie, przecież i jego,
tak jak i mnie, nieustannie
trapi pragnienie napoju.
Hafizie, nie siedź bez wina
i bez doczesnej miłości,
bo są dni róż i jaśminów,
i święta umartwienia.
Przełożył
Władysław Dulęba