Więc wiekiem gleby i mroku zasłoną
Przykryj cień, który był mi niegdyś żoną.
Ty zaś, najmilsza, śpij w pościeli swojej
Zimnej; śpij, niech cię nic nie niepokoi!
Dobranoc po raz ostatni! Nie prędzej
Zbudzisz się ze snu, aż los twój dopędzę;
Aż wiek, choroba, lub zgryzot tortury
Połączą ciało moje z prochem, który
Tak mu jest miły; i wypełnią w grobie
To miejsce, które puste jest przy tobie.
Czekaj tam na mnie; choć szlak mój zawiły,
Spotkam się z tobą w dolinie mogiły.
Nie trap się, jeśli dopuszczę się zwłoki:
Jestem już w drodze przecież, stawiam kroki
Tak prędko, jak się da, bo mnie pogania
Smutek po stracie, pragnienie spotkania.
Każda godzina, każda chwila chyża
O jeden krok mnie ku tobie przybliża.
Każdego rana, kiedy z łoża wstaję,
Zachód żywota bliższy mi się zdaje
O osiem godzin żeglugi od chwili,
Kiedy sen rozpiął swój żagiel motyli.
Tak więc od słońca łódź kierować wolę,
Wpatrzony pilnie w dnia mego busolę,
I nie opieram się przypływów fali,
Byśmy się rychlej na brzegu spotkali.
Prawda — ze wstydem przyznaję ci, miła —
Żeś jak straż przednia pole odzierżyła
Pierwsza i w owej śmiertelnej potrzebie
Wawrzyn zwycięstwa uwieńczył wpierw ciebie
Przede mną, który, licząc lat o tyle
Więcej, mam prawo pierwszeństwa w mogile.
Lecz słuchaj! cichy werbel mego tętna
Mówi, że kończy się wyprawa smętna,
Że już się zbliżam; i choć drogi mroczne,
Choć marsz powolny, wnet przy tobie spocznę.
Myśl o tym każe mi wędrować dalej
I czekać chwili, gdy śmierć mnie powali,
Z ufną nadzieją. Miła (wybacz, proszę,
Ten mój występek), rad jestem, że znoszę
Żywot rozdarty, pusty i kaleki,
Bowiem kres jego złączy nas na wieki.
Przełożył
Stanisław Barańczak