Na panią swą, królową czeską
Henry Wotton
Piękności nocy poślednie i mierne,
Nie tyle blaskiem, co liczbą cieszące
Nasze spojrzenie; pospólstwo mizerne,
Stłoczone gęsto na niebiosów łące —
Czymże będziecie, kiedy wzejdzie słońce?
Leśni śpiewacy, pieśń Pani Natury
Świergotem lichym wywodzący śmiele,
Z wiarą, że słychać melodii kontury
W tym zgiełku — cóż są warte wasze trele,
Gdy szaropiórą słychać Filomelę?
Fijołki, które pierwsze się zjawiacie,
Jak młodych dziewic czeredka nieduża,
Widoczna z dala w swej liliowej szacie,
Gdy wiosną dumnie z ziemi się wynurza —
Czymże jesteście, gdy rozkwita róża?
Tak też, gdy pani mej ujrzycie postać,
Tej, co jaśnieje cnotą tak wspaniałą,
Że i bez tronu musiałaby zostać
Królową — mówcie: któż inny mógł całą
Płeć swoją zaćmić pięknością i chwałą?
Przełożył
Stanisław Barańczak