O małżeńskich niesnaskach
Hinduska poezja miłosna
Ona
do siebie
Lubię się przekomarzać i bawić śledzeniem,
Jak mój mąż się próbuje poprawić.
Okrucieństwo jest całkiem jak wonne korzenie,
Bo zaostrza smak każdej potrawy.
do niego
Czemu skąpiąc uścisków pogłębiasz cierpienie
Tej, co dotąd się dość nacierpiała?
Jakbyś gniewem pałając, obcinał korzenie
Pnączy, które już uschły bez mała.
On
do siebie
Lubię te sceny gniewu kapryśnej dziewczyny,
Choćby nawet mnie czasem gniewały.
Gdybym nie był tak ostro karcony bez winy,
Owoc szczęścia nie byłby dojrzały.
Choć te sprzeczki zakończą się wnet pojednaniem,
Nurt słów wzbiera jak fala powodzi.
Jakże trudne czasami się staje wyznanie,
Gdy nikogo twój żal nie obchodzi!
Tak jak woda jest lepsza, gdy płynie pod cieniem,
Tak smaczniejsza jest miłość z dąsami...
Ona
do siebie
Czemu on moje skargi kwituje milczeniem,
A nie zamknie ust moich wargami?
Przełożył
Bohdan Gębarski