O oczach stęsknionej żony
Hinduska poezja miłosna
Ona
Czyż nie z waszej winy poznałam lubego?
Czyż to mnie nie przywiodło do zguby?
Uwodziłyśmy razem i cóż mamy z tego,
Skoro nami pogardził nasz luby?
Kiedyś skoczyć gotowe na jego spotkanie,
Smutniejecie — wraz ze mną, niebogą
Aż zostało nam jeno to wielkie kochanie
I te łzy, co się wylać nie mogą.
Jeśli w was, moje oczy, tkwią złego przyczyny,
To dziś same mdlejecie z rozpaczy.
Nadszedł oto czas zemsty za wasze przewiny,
Których sobie nie mogę wybaczyć.
Niech was odtąd nie chronią troskliwe powieki,
A ból spala goryczą i żalem!
Co poczniemy, jeżeli odjechał na wieki
I być może, nie kochał nas wcale?
Gdy go nie ma, nie znacie spokoju do rana.
Sen was odbiegł i już nie zawita.
Ludzie wiedzą, że jestem śmiertelnie stroskana,
Bo im to wyznajecie bez pytań.
Przełożył
Bohdan Gębarski