Abigail Smith i John Adams
Pod względem fizycznym żadne z nich nie było tak atrakcyjne, aby wzbudzić płomienną miłość. W roku 1762 osiemnastoletnia Abigail Smith, chociaż smukła i przyjemnie wyglądająca, z całą pewnością nie mogła uchodzić za zmysłową piękność. John Adams, dwudziestosiedmioletni prawnik, mały, przysadzisty i zaczynający się już zaokrąglać, nie mógł uchodzić za porywającego kawalera. Postronni obserwatorzy zastanawiali się niewątpliwie, co oni w sobie widzą. Jednakże to uczucie przetrwało ponad pół wieku, zwycięsko wychodząc z ogniowych prób, jakimi były częste i długie okresy rozłąki spowodowane wytężoną polityczną działalnością Adamsa.
Mieszkając w sąsiadujących ze sobą miasteczkach w stanie Massachusetts, spotkali się kilka razy we wczesnej młodości, ale przeszli wówczas obok siebie całkowicie obojętnie. W 1762 roku John zaczął składać częstsze wizyty w domu państwa Smith towarzysząc przyjacielowi, który starał się o rękę siostry Abigail. Przystojny kandydat na męża stanowił rażący kontrast z nieciekawym fizycznie Johnem, ale w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało to ani Johnowi, ani Abigail. Nić sympatii, jaka nawiązała się między nimi, była wynikiem długich rozmów i bliższego obcowania dwóch bystrych, giętkich umysłów. To właśnie - jak powiedział później John - przyciągnęło ich do siebie jak stal do magnesu, jak pióro do szkła. Jako przeciętna kobieta w osiemnastowiecznej Nowej Anglii, Abigail oczywiście nie miała żadnego formalnego wykształcenia, ale zamożny ojciec, pastor, udostępnił jej swą zasobną bibliotekę i zachęcał do udziału w spotkaniach towarzyskich z oświeconymi przyjaciółmi. Dla żywego i dociekliwego umysłu córki stało się to pożywką, która umożliwiła jej dalszy intelektualny rozwój. John skończył wydział prawa na Uniwersytecie Harvarda i był ambitnym młodym prawnikiem, którego zainteresowanie zawodem daleko wykraczało poza prozaiczne ramy podstawowej adwokackiej praktyki. Oboje odznaczali się dużą elokwencją i chętnie wymieniali między sobą przeważnie zgodne poglądy i opinie. Kiedy przyjaciel Johna i siostra Abigail pobrali się w listopadzie 1762 roku, John nie zaprzestał wizyt w jej domu.
Trzy lata wcześniej w swym dzienniku raczej mało przychylnie charakteryzował Abigail. Teraz pisał o niej: "Uczuciowa, wrażliwa, czuła, życzliwa. Przyjaciel. Uprzejma w słowie i zachowaniu, pozbawiona jakiejkolwiek lekkomyślności czy szorstkości. Taktowna, skromna, delikatna, obowiązkowa, pełna energii". Wkrótce zaczęli mówić o małżeństwie. John był pełen chęci i przygotowany do niego. Abigail nadal uważano za zbyt niedojrzałą, by mogła sprostać obowiązkom małżeńskim. Na dodatek jej matka, jako żona ważnego pastora, uważała, że córka powinna jeszcze poczekać i wybrać innego, ciekawszego kandydata od byle jakiego prawnika, nawet po Uniwersytecie Harvarda. W istocie John również nie był pewien, czy da radę utrzymać rodzinę, chociaż jego rosnąca praktyka w Bostonie, w połączeniu z domem i ziemią, które otrzymał w spadku, rokowały im pomyślną przyszłość. Abigail nie miała żadnych wątpliwości. Kilku-kilometrowa odległość dzieląca ją od Bostonu, w którym urzędował ukochany, bardzo jej przeszkadzała. Kontakty ich ograniczały się jedynie do krótkich, lecz ognistych spotkań i dłuższych, jeszcze bardziej płomiennych listów. Rozłąka przedłużała się dodatkowo w wyniku wybuchu epidemii ospy w Bostonie. John postanowił dać się zaszczepić przeciwko groźnej chorobie; ten zapobiegawczy środek dawał w owym czasie skomplikowane i długotrwałe skutki, niebezpieczniejsze niż dzisiaj.
Pisywał do niej regularnie, stopniowo dochodząc do siebie po szczepieniu. Zanim jego listy dotarły do rąk Abigail, musiały być przedtem wysterylizowane przez okadzenie dymem. W jednym ze swoich listów zapytywała go, czy zdarzyło mu się kiedyś okradać ptasie gniazda, dodając uwagę: "Podobnie jak ta biedna ptaszyna, która lata wokół gniazdka, tak samo ja, jak mi mówią, krążę wokół Toma okadzającego moje listy". Stopniowo jednak data ślubu stawała się coraz realniejsza i w liście, który istotnie wart był dłuższego krążenia, John wyznał, jak niecierpliwie jej wyczekuje.
"Och, moja droga dziewczyno - pisał (cytujemy stosując współczesne prawidła ortografii i interpunkcji) - dziękuję niebiosom, że już za dwa tygodnie nareszcie będę cię miał przy sobie. Nasza długa rozłąka wprowadziła w stan zamętu moje ciało i duszę i jeszcze miesiąc, dwa, a zamieniłbym się w najbardziej nieznośnego cynika na świecie... Ale ty, która zawsze potrafiłaś ogrzać i zmiękczyć moje serce, pozwolisz mi odzyskać moje dobre «ja» i przywrócisz zdrowie i spokój memu umysłowi. Wysubtelnisz moje uczucia i maniery i wykorzenisz ze mnie odludka oraz wszystkie niedobre cząsteczki mego jestestwa. Uformujesz ze mnie człowieka o pogodnym usposobieniu, który potrafi łączyć zdolność bystrej oceny z bezwzględną szczerością".
Pobrali się w październiku 1764 roku. Osiedli w domu Johna