następnym roku. Po ośmiomiesięcznym pobycie w Paryżu, gdzie sporo czasu spędzili w towarzystwie George Sand, Elżbieta na tyle wróciła do sił, że przed nadejściem zimy postanowili wstąpić do Londynu. Zimę spędzili w Rzymie i Florencji. Tam obydwoje zasiedli do pracy: on do portretów poetyckich zatytułowanych Men and Women, ona do wierszowanej powieści Aurora Leigh. Pracowali oddzielnie, nie rywalizując między sobą, ponieważ każde z nich uważało drugie za lepsze od siebie. Bez wątpienia ich sytuację Elżbieta miała na myśli, kiedy pisała słowa, jakie Romney wypowiedział do Aurory: "Ukochana, kochajmy się mocno. (Praca zrobi dobrze naszej miłości.) I uczyni tę miłość tym bardziej słodką". Oczywiście nie we wszystkim się zgadzali. W kwestiach społecznych i politycznych oboje mieli poglądy, które dziś nazywamy liberalnymi. W odróżnieniu od sceptycyzmu męża, Elżbieta odznaczała się większym idealizmem. Z entuzjazmem przyjmowała tak modny w owym czasie spirytualizm, który on z kolei z cynizmem odrzucał. Temat ten powodował takie starcia, iż kierowani rozsądkiem postanowili go nie poruszać.
W 1857 roku Elżbieta, już po śmierci ojca, która obudziła drzemiące w niej poczucie winy, zaczęła coraz częściej pokasływać. Jej płuca, mimo pobytu w Rzymie, a potem we Florencji, zaflegmiały się coraz bardziej, co wyraźnie świadczyło o wolnym, ale nieustannym postępie choroby. Była za słaba, aby wyjechać na wakacje w góry, a gorące i wilgotne miejskie powietrze odbierało jej ostatek sił. Robert, któremu cierpienia żony sprawiały większą mękę niż jej samej, z boleścią wsłuchiwał się w ciężki oddech. W czerwcu 1861 roku była bardzo słaba, a ostatniego dnia tego miesiąca zgasła spokojnie na rękach męża. Na drugi dzień wieczorem pisał do swojej siostry, że: "Nie ma już dla mnie przyszłości; będzie ona istnieć tylko o tyle, o ile łączyć się będzie z przeszłością i ją urzeczywistniać... Jakżeż ona teraz wygląda - jak jest doskonale piękna".
Przeżył Elżbietę o dwadzieścia osiem lat. Jej złotą obrączkę zawiesił na łańcuszku od zegarka i nosił do końca życia.