Heloiza i Abélard

Aktem gwałtu zwykło się określać nie tylko przejaw cielesnej żądzy, ale także wszelką przemoc mającą na celu udowodnienie fizycznej przewagi. Uwiedzenie można potraktować podobnie - jako próbę zademonstrowania swego rodzaju intelektualnej wyższości nad wolą innej jednostki, próbę, w której spryt i inteligencja odgrywają rolę zasadniczą. Jak się wydaje, takie było psychologiczne podłoże uwiedzenia Heloizy przez Abélarda w roku 1116.

Cynizm nie leżał w jego charakterze. Nie był również rozpustnikiem; wręcz przeciwnie, nigdy nie miał do czynienia z kobietami, wyjąwszy te, które należały do jego najbliższego rodzinnego otoczenia, przypuszczalnie w dosłownym, a już z całą pewnością w biblijnym sensie tego słowa. Miał zaledwie trzynaście lat, kiedy w roku 1092 zainteresował się filozofią. Zaczął ją studiować i prowadzić uczone dysputy, zamknięty w kręgu zagadnień, do którego kobiety jego czasów praktycznie nie miały dostępu. Jego błyskotliwość i trafność argumentacji w uczonych sporach zyskały mu nie tylko wielkie uznanie wśród europejskich uczonych, ale także wyrobiły w nim wysokie mniemanie o własnej wartości. Jego zdaniem kobiety nie zasługiwały na uwagę, ponieważ żadna z tych, które spotkał, nie była na tyle wykształcona, by mieć jakiekolwiek wyobrażenie o wzniosłych zagadnieniach, zaprzątających jego umysł.

Heloiza jednakże wyraźnie dorównywała mu bystrością, a nawet do pewnego stopnia erudycją, chociaż gdy się poznali, miała zaledwie szesnaście lat, on zaś już trzydzieści sześć. Jej klasztorne wykształcenie z pewnością było niezłe, a chłonność intelektualna jej giętkiego umysłu, inspirowana twórczą atmosferą Paryża, gdzie mieszkał opiekujący się nią wuj, musiała być istotnie zadziwiająca. Odznaczała się również doskonałą pamięcią, która utrwalała pobieraną wiedzę. Z pewnością tak oceniał ją Abélard. Inni byli również podobnego zdania. Bystra inteligencja Heloizy zyskała jej powszechną sławę. Ale na nikim nie sprawiła takiego wrażenia jak na Abélardzie. Oto - musiał myśleć - spotyka wreszcie kobietę dostatecznie wykształconą, która potrafi docenić jego twórczy umysł. Jej ładna twarzyczka i zgrabna figura też nie były bez znaczenia.

Ujrzał Heloizę i od razu się nią zainteresował; dowiedział się, kim jest, i poprosił jej wuja, aby pozwolił mu zamieszkać w jego domu pod pretekstem bliskości szkoły, w której wykładał. W zamian ofiarował się, że będzie dokształcać jego niezwykłą siostrzenicę. Wuj Heloizy - katedralny duchowny, imieniem Fulbert, wiążący wielkie nadzieje z jej osobą - chętnie przystał na tę propozycję. Spodziewał się wydać ją w przyszłości dobrze i bogato za mąż, by i on sam mógł również odnieść z tego korzyści. Abélard wprowadził się więc do domu duchownego; w niedługim czasie on i Heloiza zostali kochankami.

Sprytny i podstępny plan Abélarda opierał się na fundamencie, którym było przekonanie o chciwości Fulberta i niewinności Heloizy. Ale Abélard na swój sposób był równie naiwny jak Heloiza (podobnie jak Fulbert), ponieważ zastawiając na nią sieć, nie wziął pod uwagę, że sam również może się zakochać. A zakochał się w niej równie mocno jak ona w nim i wkrótce badanie własnych ciał i poznawanie osobowości zastąpiło im dotychczasowe filozoficzne dociekania.

Wykazali na tyle sprytu, że przez kilka miesięcy z powodzeniem utrzymywali swój związek w tajemnicy. Okoliczności, w jakich w końcu odkryto ich sekret, nie budziły cienia wątpliwości co do istoty łączącego ich uczucia. Rozwścieczony Fulbert, widząc, że wszystkie jego misterne plany obracają się wniwecz, rozkazał Abélardowi natychmiast opuścić dom i nigdy więcej nie przestępować progu.

Jedynym sposobem kontaktowania się kochanków była potajemna korespondencja. Niebawem w jednym z listów Heloiza doniosła Abélardowi, że jest w ciąży. Świadomość, iż nosi w swym łonie jego dziecko, przepełniała ją radością, ale myśl o reakcji Fulberta wprawiała w przerażenie. Abélard postanowił uprzedzić ewentualne działania jej opiekuna. Przy pierwszej nadarzającej się sposobności - nocą, pod nieobecność Fulberta - porwał Heloizę i zawiózł do swej rodzinnej Bretanii, gdzie oddał ją pod opiekę swojej siostry, aż do budzącego problematyczną radość momentu rozwiązania. Chłopcu, który przyszedł na świat, nadali imię Astrolabiusz.

Postępek Abélarda świadczy dobitnie, że nie igrał z uczuciami dziewczyny. Mógł z powodzeniem zostawić ją własnemu losowi i zmusić do szukania ratunku na własną rękę. A działo się to w epoce, która nie znała aborcyjnych klinik. Był na tyle rozważny i ceniony jako uczony, że z powodzeniem mógł uniknąć odpowiedzialności. Mimo to nie zawahał się ani przez chwilę przed wzięciem jej na siebie. I zamiast dać Heloizę na pastwę paryskiej akuszerki, zadał sobie sporo trudu, aby zapewnić jej opiekę rzetelnej i współczującej osoby z rodziny.

Poszedł nawet dalej. Poprosił Fulberta, by zechciał wysłuchać go osobiście.