Kara, jaką mu wymierzono, znacznie przekraczała czyny, których się dopuścił.

Kiedy w rezultacie konfliktów między duchowieństwem zakon Heloizy w 1131 roku został rozwiązany i siostry zostały bez domu, Abćlard natychmiast pospieszył im z pomocą. U miejscowego biskupa wyjednał pozwolenie na przekazanie Heloizie oraz tym zakonnicom, które chciałyby z nią zamieszkać, część swojej posiadłości na własność. W ten sposób powstał zakon Le Paraclet (Parakleta). Nazwa ta, rzecz znamienna, oznacza również Świętego Ducha. Heloiza została matką przełożoną, czyli przeoryszą. Paradoks historii sprawił, iż między tymi dwoma pobożnymi zakonami, przestrzegającymi ściśle celibatu, między opatem a przeoryszą nawiązała się wymiana jednej z najsłynniejszych w dziejach korespondencji miłosnej.

Początek dała Heloiza, donosząc mu w swym pierwszym liście, że widziała egzemplarz jego pamiętników noszących tytuł Historia Cala-mitatum Abélardi, czyli "Historia moich niedoli". Czytanie ich - uskarżała się - bardziej ją rozdrażniło, niż ukoiło, zabolały ją zwłaszcza chłodne wzmianki o ich miłości i jej roli w jego życiu. Zganiła go również za to, że do niej nie pisze. Nadal jest dla niej wszystkim - zwierzała się - nadal go pożąda, tęskni za nim ciałem i duszą. Tęskni za jego widokiem, za rozmową z nim, chce wiedzieć, czy żyje, dzielić częściowo jego los, jego przeżycia, myśli i uczucia, choćby tylko listownie. Ponieważ jego życie ze świętobliwymi braciszkami nadal układało się burzliwie, wystąpiła z propozycją, by został w jej zakonnej wspólnocie opatem. Jako jej założyciel - argumentowała - winien to jest zakonnicom, które oczekują jego rady i pomocy.

Abélard odpisał serdecznie, nie szczędząc nawet wyrazów miłości, ale z mniejszą żarliwością. Był wyraźnie zaniepokojony wybuchem tęsknoty, której nie był już w stanie zadośćuczynić i która nigdy w istocie nie mogła być zaspokojona. Pomimo iż nie miała powołania do zakonnego życia, błagał ją, aby oczyściła swą duszę z ziemskiej miłości i ofiarowała swe serce Jezusowi. Idea, aby został opatem w jej klasztorze, rzecz jasna, budziła w nim poważne wątpliwości. W następnych jednak listach zdołali osiągnąć w tej sprawie porozumienie. Abćlard zgodził się przystosować regułę benedyktynów, opracowaną dla mężczyzn, do zakonu żeńskiego, a zwłaszcza do wspólnoty Heloizy. W praktyce nadał jedynie jej sugestiom konkretny kształt. Jeśli chodzi o reformę reguły zakonnej, byli co do niej całkowicie zgodni.

Tymczasem bezkompromisowy Abćlard znalazł się ponownie w ogniu polemik. Jego dzieła i nauka odznaczały się tak klarowną interpretacją doktryny kościelnej i, odkrywczym do niej podejściem, że zwróciły na siebie uwagę Bernarda z Clairvaux, nieprzeciętnie uzdolnionego zakonnika zakonu cystersów. Jako żarliwy wyznawca wiary, Clairvaux był zawziętym przeciwnikiem wyrozumowanego intelektuali-zmu. Jego ataki spowodowały potępienie Abélarda w 1141 roku przez radę, a następnie przez papieża. Przygnębiony skrył się w opactwie Cluny, na którego czele stał Peter Wielebny, człowiek odznaczający się wielką mądrością i tolerancją. Peterowi udało się doprowadzić do zgody Bernarda z Abélardem, a także przekonać papieża, aby pozwolił temu ostatniemu dożyć spokojnie starości w zakonie. W rok później Abćlard zakończył życie w wieku sześćdziesięciu dwu lat. Zgodnie z przedśmiertnym życzeniem Abćlarda Peter przywiózł jego ciało do klasztoru Parak-leta, aby je tam pochować. Jego grób stał się źródłem, z którego zbolała dusza Heloizy czerpała pociechę do końca swoich dni. "Ten człowiek - powiedział Peter do Heloizy - był niegdyś twoim Abélardem".

Heloiza przeżyła męża o dwadzieścia dwa lata. W ciągu tego okresu ona i jej zakonnice stworzyły ze swej wspólnoty wzór chrześcijańskiego zakonu, słynącego z moralności i głębokiej wiedzy w dziedzinie określanej obecnie jako nauki humanistyczne. Zakon zyskał uznanie, zwłaszcza wśród uczonych. Cieszył się również tak dobrą opinią u rodzin obdarzonych żeńskim potomstwem, iż przed swoją śmiercią w 1164 roku Heloiza musiała ustanowić sześć nowych podległych mu wspólnot, tak zwanych córek, aby pomieścić wszystkie nowicjuszki. Także opaci, biskupi i papieże darzyli ją wielkim szacunkiem. Abélard mógł być z niej naprawdę dumny.