było oczywiste, że żadna dalsza zwłoka nie wchodzi w rachubę. On także tego nie chciał. Protokół zabraniał jednak oświadczenia się królowej, ona zaś nie mogła tego uczynić ze względu na dziewczęcą skromność. Pokonała tę przeszkodę dość łatwo, polecając swej ulubionej dworce, aby poinformowała jego zaufanego dworzanina, że książę wywarł na królowej duże wrażenie. Odpowiedź nadesłana przez pośredników brzmiała: "książę jest gotów, chętny i czeka". Wymiana posłańców trwała pięć dni. Szóstego dnia doszło do spotkania, podczas którego Wiktoria wykrztusiła z siebie, że ma nadzieję, iż zapewni jej szczęście. Odparł jej poważnie, że "jego szczęście będzie równie wielkie". Padli sobie w objęcia. Dziennik Wiktorii z okresu najbliższych trzech miesięcy po oświadczynach ujawnia, że ich głównym zajęciem było ściskanie się i całowanie, ilekroć tylko nadarzyła się ku temu sposobność.
Jedną z najbardziej kontrowersyjnych spraw związanych z ich małżeństwem była kwestia statusu Alberta jako księcia małżonka. Zaślepiona miłością Wiktoria koniecznie chciała zrobić go królem, ale Melbourne wyperswadował jej, że byłoby to posunięcie nie tylko niepraktyczne, ale także nierozsądne. Alberta może zrobić królem jedynie odpowiednia ustawa Parlamentu - dowodził - co może stać się niebezpiecznym precedensem; ciało to może nabrać ochoty nie tylko do nominowania, ale i zdejmowania monarchów. "No więc dobrze - argumentowała Wiktoria - powinien zatem zostać parem, pierwszym po królowej". "Nie ma mowy" - odparli Melbourne i inni doradcy. Lordowie korony nigdy nie zezwolą, aby cudzoziemiec poprzedzał ich w kolejności. Musiała w końcu ustąpić i poprzestać na wyznaczeniu mu kilku bliżej nie określonych stanowisk i przyznaniu paru przywilejów. Został więc marszałkiem polnym, kawalerem Orderu Podwiązki, otrzymał także prawo do kwaterowania swoich wojsk wraz z armią królowej. Jej małżeństwo, podobnie jak każda sprawa wagi państwowej, spotkało się z gwałtownym sprzeciwem opozycji. Kiedy w efekcie Parlament obniżył przewidywaną wysokość pensji Alberta z pięćdziesięciu tysięcy funtów rocznie do trzydziestu (kraj pogrążony był w recesji gospodarczej), rozgniewany książę i król Leopold byli o włos od wycofania się z układu. Zbyt im jednak zależało na tym małżeństwie, a ponadto w grę wchodził niebagatelny fakt, że Albert był naprawdę w Wiktorii zakochany.
Wiktoria z bezsilnego gniewu obrzucała niegodziwych torysów wszystkimi możliwymi obelgami, jakimi dysponował jej ubogi wiktoriański słownik. Jednakże ona sama dała również Albertowi ciężki orzech do zgryzienia, kiedy przyszło do wyboru członków jego osobistego dworu. Uwidocznił się tu wpływ jej wieloletniej guwernantki, która w napływie licznych cudzoziemców na dwór widziała zagrożenie dla swej ważnej pozycji. Po ślubie, w lutym 1840 roku, w królewskiej kaplicy w Saint Jame's Palace, szczęśliwa para wraz z towarzyszącym jej orszakiem udała się do pałacu w Windsorze na ucztę weselną. Zaskoczony Albert, który wraz z Wiktorią zwiedzał wspólne apartamenty, stwierdził, że sypialnia byłej guwernantki przylega bezpośrednio do garderoby królowej. Dopiero po dwóch latach Albert pozbył się guwernantki. Odsyłając ją na emeryturę, mógł za zgodą Wiktorii sprowadzić kilku cudzoziemców.
Następne lata były z pewnością najbardziej istotne dla kształtowania się charakteru Wiktorii. Pod kochającą, łagodną, ale stanowczą ręką Alberta przemieniła się z płochej, aroganckiej, żywiołowej i oryginalnej dziewczyny w stateczną, zacną matronę, od której wzięła swą nazwę, przynajmniej pozornie, stateczna i moralna epoka. To nie Wiktoria była wiktoriańska, ale Albert. W rzeczywistości przez wiele lat niektórzy krytycy określali jej panowanie mianem albertyńskiego. Ale ich związek w żadnym wypadku nie oznaczał całkowitego podporządkowania sobie drugiej osoby, a już na pewno nie przypominał wzajemnego stosunku Ingrid Bergman i Charlesa Boyera z filmu "Gasnący płomień". Kochał ją miłością zbyt prostolinijną, by manipulować jej uczuciem i wykorzystywać go dla własnych celów. Uczucie Wiktorii natomiast tak go idealizowało w jej oczach, że prawie niedostrzegalnie stała się żeńską wersją swego męża. Z całą pewnością zmiana ta nie uszła jego uwagi, ale stało się to dopiero po pewnym czasie.
Na korzyść Alberta należy zapisać, że nigdy nie zawiódł Wiktorii. Nie była rozczarowaną małżonką, która po pierwszych ekstatycznych uniesieniach posępnie spostrzega, że jej bożyszcze dalekie jest od ideału. Przeciwnie...
Mimo iż jako kobieta Wiktoria była od samego początku zakochana po uszy, to jednak zaraz po ślubie jej królewski majestat sprzeciwił się stanowczo, aby przydzielić Albertowi jakąkolwiek rządową funkcję. Dopiero stopniowo, w miarę upływu czasu i po zapewnieniach lorda Melbourne'a, że nic złego się nie stanie, jeśli Albert będzie miał wgląd w urzędowe dokumenty, królowa uległa silnej osobowości swego księcia małżonka, jego przemożnej energii i fachowości. On był królem, zwłaszcza od czasu, kiedy zajęta rodzeniem dziewięciorga dzieci musiała skoncentrować się na obowiązkach matki i pani domu.