eksperymentach. Za pomocą tego wynalazku miała nadzieję zebrać dostateczny materiał do dalszych publikacji oraz do pracy doktorskiej.
Odkryła, że uran i tor przewodzą powietrze i że intensywność ich promieniowania zależy głównie od ilości pierwiastka w próbce. Dawałoby to podstawę do twierdzenia, że emanacja może być pochodzenia raczej atomowego niż molekularnego, ponieważ molekularne zmiany w próbkach z pewnością nie uszłyby ich uwagi. Spostrzegła również, że uraninit pozostały po wydobyciu uranu promieniował czterokrotnie silniej niż uran. Musiał zatem - doszła do wniosku - zawierać w sobie substancję znacznie potężniejszą niż uran.
W kwietniu 1898 roku opublikowała swoją pierwszą pracę z dziedziny radiacji, w której informowała o radioaktywności toru. Podobne spostrzeżenie zanotowano już w Niemczech kilka miesięcy wcześniej; praca jej przeszła bez większego echa, mimo iż zawierała zwięzłą informację na temat zjawiska uraninitu. Piotr jednak był pod tak ogromnym wrażeniem jej odkrycia, że postanowił wspólnie z nią oddać się tym badaniom, przejściowo zarzucając swoje doświadczenia nad kryształami. W tym samym miesiącu zaczęli eksperymenty z pierwszą próbką uraninitu w celu wyodrębnienia intensywnie promieniującego pierwiastka. Nie mieli wyobrażenia ani o olbrzymiej radioaktywnej sile, ani o mikroskopijnych ilościach tej substancji. Ich pierwsza próbka uraninitu ważyła zaledwie parę deka.
Przez cztery lata małżeństwo Curie spędzało pracowite dni, mieląc, proszkując, przesiewając, podgrzewając i oziębiając piramidy odpadków, dostarczanych im z pobliskiej fabryki uranu. Praca polegała na serii męczących procesów kolejnego oczyszczania, tak że końcowy produkt stanowił "resztę reszty z reszty". Maria, jedna z pierwszych feministek, wzięła na siebie lwią część wyczerpujących fizycznych obowiązków. Jeden z naukowców, który zobaczył ją kiedyś przy tej pracy, powiedział o niej z uznaniem, że "pracuje jak mężczyzna". Badania prowadzone były niezależnie od pory roku, w upalne lato i chłodne zimy, na zewnątrz bądź w środku szopy walącej się, pełnej przeciągów, niechętnie użyczanej przez szkołę. Inny z goszczących u nich naukowców napisał o ich laboratorium, że gdyby nie zobaczył na własne oczy aparatury chemicznej na stołach, pomyślałby, że to zwykły kawał.
Rezultaty były jednak najzupełniej realne. W pamięci Marii lata spędzone w tej "nędznej szopie" utrwaliły się jako najszczęśliwszy okres ich małżeńskiego życia. Piotr nie tylko kochał ją pełną oddania miłością, ale również podziwiał jako naukowca. Doceniał jej przesadną wręcz dokładność i dzielił nieugięte przekonanie o sukcesie, kiedy pod koniec długiego i pracowitego dnia odkładał żarzące się butelki z oczyszczonym materiałem na nieheblowane półki wysoko nad ich głowami. Spektroskopowe badania dokonane przez przyjaciela dowiodły, że butelki zawierają nowy sensacyjny pierwiastek; nazwali go radem. Radości z tego odkrycia nie zdołały przyćmić niewytłumaczalne bóle i dolegliwości oraz nieustanne zmęczenie, nie mijające nawet po dłuższym odpoczynku.
Mniejsze znaczenie miała dla nich rosnąca sława. Ich prymitywne laboratorium, a później dom przy Boulevard Kellerman, stały się mekką znanych fizyków i chemików. Chociaż naukowe autorytety we Francji miały skłonność do niedoceniania ich osiągnięć, obydwoje otrzymali profesorskie stanowiska, co zabezpieczyło ich finansowo: Piotr wykładał na Sorbonie, a Maria w "zwykłej" żeńskiej szkole. Obydwoje publikowali artykuły na temat swoich badań, konieczność nieodzowna zarówno wówczas, jak i obecnie. W czerwcu 1903 roku Maria uzyskała stopień doktora très honorable nadany jej przez Uniwersytet Paryski za dysertację naukową z dziedziny fizyki, opisującą krótko historię radu.
Wśród uczestników okolicznościowego bankietu był kanadyjski fizyk Ernst Rutherford - międzynarodowa sława w dziedzinie badań i teorii o zjawiskach radioaktywności. Po raz pierwszy zetknął się z małżonkami Curie. Wywarli na nim wielkie wrażenie, ale coś go w nich zaniepokoiło. Pod koniec przyjęcia Piotr wyciągnął tubkę powleczoną od środka tlenkiem cynku, z żarzącym się wewnątrz roztworem radu. Rutherford zauważył wtedy, że ręce trzymające fiolkę były czerwone i jakby mocno spękane. Już samo trzymanie fiolki wydawało się sprawiać Piotrowi ból. Ręce Marii, aczkolwiek na pierwszy rzut oka nie sprawiały takiego przykrego wrażenie, wyglądały podobnie.
W dziesięciostronicowym liście, który otrzymali trzy miesiące przed tą uroczystością, przyjaciel błagał ich, aby bardziej dbali o swoje zdrowie. Chroniczne zmęczenie, bóle reumatyczne i inne chorobliwe objawy przypisywał przepracowaniu oraz nie uregulowanemu trybowi życia. Nie zdawał sobie sprawy, że pracowali w warunkach o stopniu radioaktywności wielokrotnie przewyższającym normy przewidziane dla pracowników w dzisiejszych zakładach energii atomowej. Byłby także zaskoczony, równie jak Maria, gdyby wiedział, że w sierpniu