Wiersz miłosny Jamesa Merrilla pod tytułem Pokój w sercu rzeczy [Strona 2]

***

 

Aktor-kochanek duma nad tak zwanym aktem

Ciemności: kontempluje dotyk w zapasach z taktem,

 

Skrzypliwych sprężyn łóżka ogłuszające zwierzenie,

Wzrok pod wieko powieki kryjący się jak pod ziemię.

 

Brodząc żywą pochodnią w migotliwym nurcie

Żył, celebrant dociera, komórka po komórce,

 

Do komór serca, w których przejrzystość niezbadana

Boga-i-śmiertelnika każe mu paść na kolana.

 

Słowa, słowa. A jednak krzyżówka ich zawęźlona

(Pionowo "smoła" i "płomień", poziomo "gwardzista Nerona")

 

Wytycza choreografię przeskoku w jeden moment

Z jasnowidztwa do wielkiej, ślepej niewiadomej,

 

Z nagiego blasku w kostium, przebranie, którym jest człowiek.

Aktor to wzrok — kochanek to przymknięcie powiek.

 

***

 

Pary palm pod księżycem — wszystkie niegdyś z nasion wyrosły

Wielkich jak serce dziecka — szepczą swe szumne riposty

 

Na stronie: każda lśniąca, przemienna, powolna, pierzasta —

Strzałka, pokazująca, w którą stronę wzrastać!

 

Te palmy nie dostąpiły zaszczytu słania swych liści

Pod stopy Chrystusa, Cezara, czy innych postaci z listy

 

Tych, co wstrząsnęli światem. Dogłębnie bezideowe

Studnie żywego cienia, niosą jednak wysoko głowę,

 

Ilekroć — z grubsza biorąc, co dwieście sześćdziesiąt stuleci —

Ich imiennik, ptak Feniks, pod mocarne filary przyleci,

 

By uwić tu gniazdo i spłonąć. (Jak słupnik na szczycie słupa

Lub podpis nad gazetową kolumną, każda z nich słucha

 

Z czujnym trzepotem, w przeczuciu nadchodzącego znaku.)

Aktor w stroju kapłana albo łowcy ptaków

 

***

 

Wstępuje na proscenium. Pokój w sercu — to oczywiste —

Jest wnętrzem ciasnym, ale wystarczającym na występ.

 

Przejścia w amfiteatrze zbiegają się tam, gdzie pod stropem

Jest obrotowa scena, światło ramp, miejsce pod stopę

 

Aktora. Tylko daleko, na skraju, tam, gdzie zetknięcie

Obwodu widowni z próżnią — tam ma coś wspólnego z nonsensem

 

Gra, i sam sens w tych ciasnych lożach z ukośnym widokiem

Znaczy tyle, co nic. Tam — ledwie łowi się okiem

 

W siatkę promieni (giętkich jak mora skutkiem dyfrakcji)

Nasze Ty i Ja, które dotąd nie spotkały się w trakcie akcji,

 

Ale tutaj, w jej miejscu, to, co wygląda jedynie

Na hipotezę — monolog, pocałunek, czy pojedynek

 

Ślący z szybkością światła strumień atomów przez czas —

Sprawdza się z całą jasnością, w sposób typowy dla gwiazd.

Przełożył
Stanisław Barańczak