Droga do Morskiego Oka
Jan Brzechwa
Zamykam oczy — czerwono mi,
Otwieram oczy i jest mi biało,
Wątły dzwonek u sanek brzmi
O tym wszystkim, co już przebrzmiało
Spływa po nas wesoły mróz,
Szare konie parują w biegu,
Od szerokich, zjeżdżonych płóz
Dwie koleje biegną po śniegu.
Chmur leniwych rozległy cień
Nisko płynie po białych zboczach
I odbija zimowy dzień
W twoich zimnych, kochanych oczach.
Tak mnie tulisz, tak o mnie dbasz,
Tak milczeniem cię niepokoję,
Marzną ręce, kostnieje twarz
I raduje się serce moje.
Tam przez wichry skoszony las
Na bezludnej przestrzeni leży,
Ach, jak żal mi, że oprócz nas
I dla innych ten dzień się śnieży.
Jeszcze mila, i skręt, i most.
I ukażą się siwe brody,
Wielkoludy wyjdą na wprost
Szukać ludzkiej śród nas przygody.
To się zdarza śród górskich cisz:
Przestraszone parskają konie —
Czy nie wierzysz? Dlaczego drżysz?
Przecież ja cię zawsze obronię.
Wątły dzwonek pogodnie brzmi,
Dal wokoło szklista i biała —
Może dzisiaj opowiesz mi,
Kogoś jeszcze, prócz mnie, kochała?