W godzinę rozstania
Jan Huskowski
Płaczesz?! Czyż warto o drobnostkę taką?
Błagasz na klęczkach?! To już chyba śmieszne.
Musim się rozstać. Co było — majaką!
Zresztą: śnić? kochać? — mazgajstwo ucieszne.
Powstań... Jak można... Popraw lepiej suknię...
A włosy również masz w strasznym nieładzie.
Jeszcze cię matka swarliwie ofuknie...
Zwykła to farsa w familijnym stadzie.
Nie słuchasz? Płaczesz? To zwyczaj kobiecy...
Wszak cię kochałem, nosiłem na rękach...
Wstań więc — nie lubię komedianckiej hecy!
Nie płacz... i ja się znam nieco na mękach...
Cierpienie sprawiasz mi taką rozpaczą...
Otrzyj oczęta — pocieszysz się wkrótce...
Nie, nie... te słowa nic a nic nie znaczą...
Wierzaj, najlepsze mam myśli w pobudce...
Usiądź koło mnie. Drżysz trwożnie jak ptaszę...
Spazm głuchy wstrząsa twoją piersią cicho...
Tulisz się do mnie?! Pójdź, niechaj opaszę
Kibić twą jeszcze... A zresztą... niech licho!...