Wiersz miłosny Jana Kasprowicza pod tytułem O poranku

O poranku

(fragment)

Twoje włosy się rozwiały —ja dłońmi drżącemi

Sięgam po nie: rzeczywistość, a nie snów podnieta!

Sięgam po nie i do wargi półotwartej tulę

I nie pytam już, co będzie! pieszczę i całuję

Twoje złote, jasne włosy,

Co się tak rozwiały,

Jak jutrzntane

Blaski ranne,

Kiedy świt wspaniały

Operlony mgłami rosy,

Promienistą tkankę snuje

Dla ziemi zbudzonej,

Dla szczęśliwej, świeżej ziemi

Poślubną koszulę...

 

Zrumieniły się twe lica,

Twoje lica mleczne

Śród korony

Złotych włosów tak się zrumieniły,

Jak ta zorza,

Kiedy, hoża,

W pełni rajskiej siły

Na niebiesiach zajaśnieje

I rozleje

Czar na kwiaty, drzewa,

Na jezioro, które śpiewa

Głosem stujęzycznym

Melodie odwieczne

I do fali

Smugi z dali

Przyciąga olbrzymie,

Błękitów kobierce,

Szafirowe,

W promienistość

Przystrojone nieba...

 

Szczęścia błyskawica

Przeniknęła elektrycznym

Prądem moje serce.

Usta szepcą twoje imię —

Wznoszę głowę, nie jak ślepiec, co się drogi boi,

Lecz pewnego świadom celu,

I w weselu

Rozpieśnionej duszy mojej,

Której nic nie trzeba,

Obejmuję cię w ramiona!

Obejmuję w ramion kleszcze,

Aż mi serce kona,

Twoją postać wiotką!

Obejmuję

I całuję

Jak ta zorza,

Kiedy, hoża,

Wzeidzie na niebiosy

I światu przyświeca...

Jeszcze, jeszcze i wciąż jeszcze

Tulę, pieszczę

Twoją wargę słodką!

Tulę, pieszczę i całuję twoje jasne włosy,

Co naokół białej skroni tak ci się rozwiały,

Jak jutrzniane

Blaski ranne,

Jak ten świt wspaniały!...