Przypomnienie
Jan Kasprowicz
I
Pamiętasz jeszcze, kiedy cię za rękę
Pierwszy raz schwycił swą gorącą dłonią?
Wieczór był wtedy; ponad nami dzwonią,
Zdało się, gwiazdy złocistą piosenkę.
Tyś dłoń mi ścisnął w miłosną podziękę,
A głębie ócz twych ukryte pod skronią,
Białą jak marmur, zdrój w me serce ronią —
Ach! dziś to czuję — na nawałnic mękę.
Lecz wtedy cały w tobie zatopiony
Duch mój, jak okręt, któremu rozwinął
Żagle wiatr lekki, potwej fali płynął.
Wtedym nie myślał, że przyjdzie z tej strony —
Z mej własnej piersi — demon burz z pobladłą
Twarzą i stłucze to szczęścia zwierciadło.
II
Tyś była dzieckiem... jam spojrzał w krynicę
Twojego serca i widział, że do dna
Jest tak przejrzysta i tak przepogodna
Twoja niewinność, jak poranku lice.
I wprzód, schylony, utopię źrenicę
W toni, co w lazur i słoneczność płodna,
A potem dusza, takich blasków głodna,
Cała w tej głębi rwie się tajemnice.
A kiedy wyjdzie skąpana i oczy
Zwróci na przestwór, co za brzegiem leży
Twego źródliska, swym oczom nie wierzy:
Oto się nowy przed nią świat roztoczy
Gdzie każdy żywioł, każda jego czynność
Rozbłękitniona jak twoja niewinność.
III
Ach! ile razy wracałem od ciebie,
Oszołomiony twojej duszy czarem,
Czułem, jak serce topi żar za żarem
W bryłę tak złotą, jak słońce na niebie.
I zapomniawszy o powszechnej glebie,
Wpośród błękitów kroczę słońcem jarem,
Zmieniając w świeżość to, com mniemał starem
I zwiędłem w sobie i naokół siebie.
I tak przemienion, w jestestw przemienionych
Serca się wpijam swoich blasków siłą —
We wszystkie drzewo, wszelki kwiat, płaz wszelki.
I czuję łączność i woń czuję miłą,
Płynącą z barwnych tych złączeń, zroszonych
O wszechmiłości! perłą twej kropelki.
IV
O jak mi wtenczas było wierzyć trudno,
Że tych zachwytów urocze postacie
Rychlej poświęcił życia demon stracie,
We mgły rozwiawszy szczęścia chmurką złudną.
Że od cię z dala swoją rękę brudną
Złoży gdykolwiek na duszy mej szacie
I tych dwóch słodkich dźwięków: siostro! bracie!
Skłóci na zawsze harmonię przecudną.
A oto dzisiaj, węzeł, który łączy
Dwa serca czyste i dwa duchy bratnie
Stargawszy, w straszną mię wprowadził matnię:
Chciałbym do ciebie, jako ptak ten rączy,
Lecz mnie do miejsca przykuwa i zgina
Ach! jarzmo losów i ma własna wina.