Amon i anioł
Jan Rostworowski
Nie przyszedł anioł do Amona.
Do wszystkich pasterzy przyszedł,
a do Amona nie przyszedł.
Jej się liczko od środka różowi,
jej się głowa w pocałowaniu
na łodydze białej kołysze.
Pomiędzy pasterzami
biegał ten anioł krzepki:
Wstawać! Wstawać młodzieńcy!
Gwiazda się zapaliła u kolebki!
Tam już tańczą pasikoniki,
tam uszami strzygą króliki,
wół stęka pod powałą...
O Amonie, Amonie mój słodki,
rozkwitnięcia ustami dotknij,
rękami oczy ci zasłonię,
żebyś nie widział,
o Amonie!
Jako się we mnie do żywego
rozradowało.
Dźwignęli się pasterze,
poprawiają ubrania,
anioł ich złotą twarzą
jak owieczki zagania,
prężą uda i karki,
zapalają latarki,
z aniołem ważna rada!
Nie zasłaniaj mi oczu.
Nie trzeba.
Piękne ma oczy jastrząb,
kiedy idzie do nieba,
piękniejsze, kiedy spada.
Potem już biegli gromadą
koło namiotu Amona
i jeden zapytał: a co z nim?
Lecz twarz Anioła Pańskiego
była od namiotu Amonowego
zupełnie odwrócona.
Oto jestem kolebka twoja,
oto cię noszę.
Oto jestem sierp w koniczynie
i słodycz twoją koszę.
Oto jestem na wysokości
i niziutko pod tobą.
Oto zdejmij miecz z moich bioder
i skrzydeł ze mnie dobądź.
I przeszli koło tego namiotu
i poszli dalej
i podobno nieśli różne prezenty
i podobno się radowali
i podobno śpiewali piosenki
i podobno klaskali w dłonie.
O Betlejem, dalekie Betlejem!
O Amonie! Amonie! Amonie!