Etiuda o włosach Eleonory
Jan Rostworowski
Poznałem je tamtego wieczora,
na poduszce, w różowym świetle;
Przy głowie były gęste, sprężyste,
a dalej rozburzone i strome,
i prosiły: przepłyń po nas ustami
i prosiły: biegnij po nas palcami,
na brzeg nocy przepraw się przez nas
sercem, maleńkim promem.
A potem — rzecz nie wasza, śmiertelni —
gdy buchnęły mi zapachem, jak zielnik!
Nie ma takiej trawy — mówicie?
Powiadacie — nie ma takich ziół?
A tu pachnie, tu piersi dotyka
szeptem nocy przywiana z równika
czarna trawa, falująca trawa,
słodka trawa pełna złotych pszczół.
A nad ranem gładkie i zamknięte
przez poduszkę płyną cichym okrętem,
za firanką niebo suknię zmienia
i czekamy, czekamy, czekamy,
ja i wróble, i butelka mleka,
kiedy wejdą, wtulą się, zawiną
sen roztrącą i nareszcie wpłyną
w nieruchomy port mego ramienia.