Wiersz miłosny Jana Rostworowskiego pod tytułem Na krawędzi podświadomości

Na krawędzi podświadomości

Na krawędzi podświadomości

tak mi tańczysz na jednej nodze...

 

Wielki Piątek i koniak, i słońce:

"wypij z nami" — przepraszam — odchodzę.

 

Masz tylko dwa wymiary:

światło i ruch.

 

Mam tylko gołe zmysły:

oczy i dotyk i słuch.

 

Cała reszta odcięta,

cała reszta — zły balast,

odrąbane korzenie,

poprzecinane druty,

roztrzaskana koniakiem centrala;

 

Nie przechodzą telegramy mózgu,

przechodzi tylko krzyk światła

 

i to, że masz oczy — gwiazdy szalone

i że cała jesteś jak atłas.

 

I że można cię wypić do dna,

i że potem już nic się nie stanie,

bo to wszystko tylko złoty koniak

roztańczony na kwietniowym ekranie.

 

Nie wiadomo — jak to się skończy,

nie wiadomo — jaki był początek...

 

wywróciła się szklanka: — czas płynie,

ty i słońce, i Wielki Piątek.