Psalm na pustyni
Jan Rostworowski
O młodzieńcu
Na nieokiełzanym kolanie rozcierał krew i ziemię
ukłucie gniewu studził śmiechem i potokiem
między uszami konia łowił lśniący obłok
gdy umarł Błażej słońce — pamiętał — padało z ukosa
potrafił opowiedzieć zapach jutrzejszego deszczu
albo lament deski nad gałązką której ona nie pocznie
lub między piersi wpuszczał nam kolibra niepokoju
lecz podobnych zręczności zaznać można od kobiet.
O odejściu młodzieńca
Gdy wstał nagle i odszedł tak gwałtownie
że potem długo jeszcze sypały się kamienie
(co najlepiej umieli pokazywać malarze hiszpańscy)
oczywiście mówiło się o porwaniu młodzieńca
o wojnie dzikich zwierzętach a nawet czarach
bardzo gęsto opowiadano
bo dojrzewanie kochanka ma być okryte tajemnicą.
O powrocie mężczyzny
Jeszcze źrebięta leżą na równinie
pośród ciemnych wysepek trawy
a już myśli nasze w perfumowanych lokach
uginają się pod biegnącym.
O! Pragnęłyśmy upilnować wąskich drzwi
i sukien wokół kolan
ale on schylał się dla nas po garście ziemi
a podnosił widoki!
Kiedy nagle ciemnieje jego uważny wzrok
dzień wypada nam z rąk.
Gdy kropla potu spływa mu po żebrach
umieramy.
Jakże teraz być nam bez przewodnika
gdy on stoi już na każdej minucie?
Nawet święte Pańskie z dłońmi na oczach
chwieją się stąpając za aniołem.
Dopominamy się: Gdzie nasz anioł?!
Mówią: Zamordowano go w nocy.
Ale rano to my budzimy się z palcami
zlepionymi puchem i krwią.
Na Błażejowych usteczkach źrenice jego
jak osy wchodzą w owoc.
Ach! chcemy by rozszczepione do miłości
zobaczył nas przy świecy
wysmukłe i bujne czarne i w jasnym runie.