Twoje polskie z łóżka wstawanie
Jan Rostworowski
Dzień dobry Maryś, pochylamy się w dobry dzień, jeszcze
kapnie i tutaj miodem
ze snów, oj mamo! ze smarowanej buzi, jeszcze się kleci
mak i sowa słoma i masło,
i już zaraz Masłowiczowa, u niej Jagiełło podświetlony
jaśminem w nocy ptaszków słucha,
aż go rosa do domu zagoni, wołka w korze starości,
ciemnego króla w dziupli, gnoma,
ale przecież nie karła od duszenia gachów, albo
podlizywania się Niemkiniom w tiarach,
spokojna głowa, to jest krasnal, skrzat, patrz: pod podeszwą
nogi niby pod mostkiem bara-
szkujący. Więc chciałabyś go, senna, związać powrósłem,
uśpić dymem z kartoflanej naci,
wikliną spętać, z między której wypływa coraz większy
dzień, "jak koń", ktoś powiada,
inny "jak cielę", dużo mamy tych grubych bydląt na
języku, widać język jeszcze zielony.
Wyjmę z niego liść babki, rumianek przy rumieńcu,
rozchodnik wypuszę, krwawnik skubnę,
oj, to cię obudziło. Więc, że nagle w całej polszczyźnie
ciężko zaniosło się na łóżko,
a to z takimi deskami i pierzyną, że aż chętnie oczy bym
ci zawiązał, jakim włoskim sonetem,
szepniemy trwożnie: raz, dwa, trzy i nim czarownica
popatrzy już będziemy po słowie.